Obserwatorzy

sobota, 8 marca 2008

"POGAŃSKI" DUCH EUROPY


Często się mówi, że chrześcijaństwo jest prawdziwym duchem Europy, towarzyszącym Europie od jej zarania. Nic bardziej mylnego! Zanim bowiem pojawiły się semickie religie monoteistyczne w Europie, żyliśmy według rytmu tradycyjnych świąt religii naturalistycznych [_1_]. Każdy lud Europy miał swoich bogów i herosów, którym oddawał cześć. Był to czas religii etnicznych. Nie znaczy to jednak, że np. Zeus był tylko bogiem Hellenów! [_2_] Bogowie o tych samych atrybutach, tylko pod innymi imionami, byli znani i czczeni w każdej społeczności przedchrześcijańskiej Europy. [_3_]

(zdj. Julian Wielki -Apostata)

Były to czasy, jak zauważył Wolter, kiedy "Wszystkie ludy, o których historia pozostawiła nam trochę skąpych wiadomości, uważały swoje odrębne religie za węzły łączące je w jedną całość. Był to związek rodzaju ludzkiego. Istniała pewna postać prawa gościnności zarówno między bogami, jak i między ludźmi" [_4_]. Można powiedzieć, że świat był wtedy niebywale bogaty w bogów; Europa była politeistyczna i religijnie tolerancyjna (oczywiście w odniesieniu do tych kultów, które nie dążyły do wyłączności i tym samym do dominacji i eksterminacji wszystkich innych wyznań; politeistyczny Rzym np. tolerował, a nawet szanował judaizm jako religię plemienną Żydów). I dopiero pojawienie się chrześcijaństwa, a potem islamu, całkowicie odmieniło duchowe oblicze Europy. Nastąpił okres religijnego totalizmu; odtąd miał być jeden Bóg, jeden lud boży, a resztę - "niewiernych" - czekało nawrócenie lub całkowita eksterminacja. Szczególnie złowieszczo w dziejach największego w dziejach imperium europejskiego, tj. Imperium Romanum, zapisało się dwóch cesarzy, panujących niemal przez cały IV wiek po Chrystusie, którym zwycięski katolicyzm przydał tytuły "Wielkich" - Konstantyn (306-337) oraz "nieprzejednany wróg hellenizmu", jak nazwał go J. Geffcken - Teodozjusz (379-395). Postawili oni sobie za cel uzyskać władzę despotyczną także nad sumieniem swoich poddanych, co niestety w dużej mierze im się udało.

Przypomnijmy pokrótce, jak się odbywała katolicyzacja największego w owym czasie państwa europejskiego, tj. Imperium Romanum. W 341 roku cesarz Konstans zakazał wszelkich ofiar pogańskich i nakazał zamkniecie świątyń. Od 346 roku ustawa groziła śmiercią tym, którzy składali ofiary bogom. Normy religijne chrześcijaństwa przenoszono na prawodawstwo: i tak w 342 Konstans zabronił homoseksualizmu; 381 r. usunięto ze stanowisk urzędowych wszystkich pogan i chrześcijan heretyków. W 382 r. na rozkaz cesarza Gracjana wyniesiono z sali posiedzeń senatu posąg bogini Wiktorii. Wcześniej zakazano już obrzędów publicznych o charakterze pogańskim, nadal jednak tolerowane było składanie ofiar w domach prywatnych. Ale za rządów cesarza Teodozjusza pojawiło się szereg zarządzeń o charakterze antypogańskim, które postawiły pod nadzorem także domy prywatne. Edykty z 391 i 392 zakazały wszelkich form tradycyjnego kultu, nawet spalenie kadzidła lub wylanie płynu ku czci Larów czy Geniusza były zakazane. Barbarzyńsko niszczono świątynie pogańskie i posągi bogów [_5_]. Można powiedzieć, że za rządów tego właśnie cesarza - przez chrześcijan nazywanego Wielkim [_6_] - nastąpiło podcięcie prawdziwych, rodzimych korzeni duchowych aryjskiej Europy. Wszelkie bowiem przedchrześcijańskie instytucje, obyczaje i zwyczaje związane z pogaństwem były skazane na śmierć i zapomnienie (w 393 r. nie odbyły się już nawet kolejne igrzyska olimpijskie).
W końcu Teodozjusz II aczkolwiek nieco przedwcześnie w swoim dekrecie z 423 r. oświadczył: paganos qui supersunt, tamquam iam nullos essse credamus (pogan, którzy pozostali, uznajemy za już nie istniejących). Na Zachodzie do końca V wieku odmawiającym przyjęcia wiary w Chrystusa deportowano na Korsykę i Sardynię (tutaj zachowały się do dnia dzisiejszego podziemne świątynie przedchrześcijańskich kultów). Na Wschodzie natomiast jeszcze w połowie VI wieku, w czasach panowania Justyniana I, nakazano siłą ochrzcić 70 tysięcy ludzi w samej Azji Mniejszej oraz zamknąć jedną z ostatnich ostoi ducha europejskiego - Akademię Ateńską (529).
Odtąd semickie wyobrażenia zaświatowego absolutu i życiowych wartości zastąpić miały niepodzielnie rodzime aryjsko-europejskie. Helleński kult ciała, zdrowia i tężyzny fizyczno-umysłowej miał być skazany na całkowite zapomnienie. Nieśmiertelni są tylko Bogowie


Bluźnierstwem dla przeciętnego judeochrześcijanina jest twierdzenie, że bez mitów greckich (omawianych jeszcze w szkołach, ale kto wie?), bez świata wartości reprezentowanych przez starożytnych Hellenów, bez ich wyobrażeń o świecie, ich sztuki, nauki i filozofii - tak naprawdę nie ma Europy. Pozostaje ona tylko pojęciem geograficznym. Poza tym te helleńskie "bajki", jak zwykliśmy z pełnym brakiem szacunku nazywać mity, mają tak naprawdę głębszy sens. Są ludzkie, wręcz arcyludzkie - jakby rzekł Nietzsche - w swojej wymowie. Ukazują nam ludzi, takimi, jakimi są w rzeczywistości w swych pragnieniach i namiętnościach - od zarania dziejów. Mówią prawdę o życiu i śmierci jako biologicznym końcu ludzkiej egzystencji. Nieśmiertelni są tylko Bogowie - nasze doczesne archetypy. Ludziom przypadł los śmiertelników, którzy jednak tylko przez swoje bohaterskie czyny mogą unieśmiertelnić swoje imiona na tym świecie. Mogą stać się podobni do swoich prarodziców - Nieśmiertelnych Bogów. Takimi byli Argonauci, m.in. Jazon, Tezeusz, Herakles i Peleus - ojciec nieśmiertelnego Achillesa, który w królestwie Hadesa przyznał szczerze Odyseuszowi, iż wolałby być raczej parobkiem ubogiego chłopa niźli królem w krainie cieni. Cóż bowiem po życiu? Nie ma lepszej egzystencji, jeśli jest w ogóle. A najstarsze grobowce Achajów, pozbawione jakichkolwiek darów dla zmarłych "w podróż na tamten świat" [_7_], ponadczasowa helleńska twórczość poetycka, wskazują, że starożytni Grecy byli bardziej racjonalni niż chrześcijanie i muzułmanie XXI wieku - odrzucali ułudę lepszego życia po śmierci, jeśli w ogóle w nie wierzyli. To nie kto inny, tylko wuj Platona - ateista Krytiasz - rzekł jakże prostą i ludzką w swej wymowie myśl: Kto się urodził, musi tez umrzeć i nikt nie może uniknąć tego nieszczęścia. To dowodny znak tego, że dla starożytnych Hellenów śmierć była końcem - nieszczęściem, a nie początkiem nowego życia. Dlatego też pragnienie nieśmiertelnej sławy na tym świecie i Achillesowy ideał prowadził przez całe życie syna Dzeusowego, który nigdy nie rozstawał się ze zwojami Iliady, Aleksandra Macedońskiego, nie na tamten świat, ale na krańce ówczesnego znanego świata.


Trzeba przyznać, że racjonalizm i sceptycyzm, będący także wynalazkiem Hellenów, i stąd dość powszechny upadek wiary w Bogów, niewątpliwie ułatwił zwycięstwo obcej duchowi europejskiemu zabobonnej koncepcji religijnej rodem z Palestyny, która życie wieczne po śmierci przedkłada nad krótkotrwałe życie doczesne. Ludzie bowiem raczej wolą łudzić się, zdecydowanie wybiorą zabobon, niż przyjmą za pewnik, że po śmierci nie ma wiecznego życia w zaświatach. Taka obietnica, nosząca zresztą miano bezwzględnie prawdziwej, jest też bezcenna i najbardziej pożądana przez wszystkie organizacje religijne i kościoły po wsze czasy. Ludzie bowiem ze swej natury chcą, jak Bogowie, żyć wiecznie. Dlatego na Wschodzie uboga większość wybrała Jezusa Chrystusa, który rzucał gromy na bogaczy, niósł pocieszenie takim jak oni, mówiąc, iż jest Prawdą, Drogą, Życiem dla "ubogich duchem". Bardziej przywiązany do politeistycznej tradycji Europy Zachód musiał poddać się dyktatowi arcykatolickiego cesarza Teodozjusza - po ostatecznej klęsce militarnej wyznawców przedchrześcijańskich kultów nad rzeką Frigidus we wrześniu 394 roku. Wszyscy odtąd mieli być heteroseksualnymi braćmi w Chrystusie Panu, tzn. być katolikami kochającymi się "po Bożemu"; a kto tego sobie nie życzył, tego czekała okrutna śmierć z ręki rzymskokatolickiego kata lub w najlepszym razie - wygnanie. Dzisiejsza Europa
Dzisiejsza Europa jest polem walki dwóch semickich totalizmów: chrześcijańskiego i muzułmańskiego; oba rodem z pustynnego tropiku - nietolerancyjne i zionące nienawiścią wobec siebie i wszystkich innych - inaczej myślących. Pomiędzy Scyllą chrześcijaństwa i Charybdą islamu jesteśmy my, nieliczni potomkowie aryjsko-politeistycznej Europy i jej wyobrażeń o świecie i sobie samych. Nazywają nas poganami, neopoganami, politeistami, masonami, oświeceniowcami, illuminatami, heretykami, racjonalistami, ateistami, liberałami, czcicielami mamony... I nawiasem mówiąc: chyba nie jest nas aż tak bardzo mało, żeby powtórnie ulec chrześcijańskiej despocji czy muzułmańskiemu mieczowi nienawiści.


A kiedy mówimy o duchu Europy, nie dajmy się zwariować judeochrześcijanom! Pamiętajmy o ich "religii" rodem z pustynnego tropiku, która wciąż rości sobie pretensje do europejskości. O tym, że została ona sztucznie zaszczepiona w Rzymie, Mediolanie i Konstantynopolu, a następnie odgórnie - przemocą fizyczną utrwalona na całym europejskim kontynencie (podobny proces odbywał się w europejskich państwach po upadku Rzymu). Kultywujmy i chrońmy to, co jeszcze pozostało nam z naszego rodzimego, europejskiego dziedzictwa, to, czego tym monoteistycznym - chrześcijańskim i muzułmańskim barbarzyńcom nie udało się całkowicie zniszczyć i unicestwić.

Wojciech Rudny





Przypisy:
[_1_] Przez monoteistów do dziś nazywane pogańskimi. Od łac. paganus - wieśniak, jako że najdłużej tradycyjne wierzenia zachowały się wśród ludności rolniczej.
[_2_] Jak słusznie zauważył Tadeusz Zieliński: "Zeus Homerowy był bogiem całej ludzkości i jednakowo życzliwie spoglądał i na Greka, i na jego wroga, jeśli ten zasługiwał na to. "Biada mi, męża, którego miłuję, widzą me oczy, jak go w krąg murów ścigają, i serce me boleść przenika" - mówi on o Hektorze, głównym wrogu Achajów pod Troją. Chciałbym, aby Czytelnik tej książki zapamiętał te dwa wiersze lepiej niż wszystko inne, aby one pierwsze zjawiły się w jego świadomości na dźwięk wyrazów "religia grecka" (w:) Tadeusz Zieliński Religia starożytnej Grecji. Zarys ogólny. Religia hellenizmu, 1991, s. 88.
[_3_] Np. egipskiego Thotha identyfikowano z greckim Hermesem, czczonym także w Tracji; rzymskim Merkurym - jak zauważył Cezar: najbardziej czczonym spośród wszystkich bogów w Galii (Teutates?) - i wśród Germanów znanym pod imieniem: Wotana i Odyna.
[_4_] Wolter, Traktat o tolerancji napisany z powodu śmierci Jana Calasa, s. 33.
[_5_] Pomimo surowych represji Bogowie okazali się nieśmiertelni! Sprawdzają się spostrzeżenia ks. Michała Poradowskiego, który pisał w swoim "Palimpseście", że pogaństwo wciąż żyje w głębokich pokładach naszej duszy - niczym palimpsest. Tekst, jaki zapisało na naszej duszy chrześcijaństwo, jest coraz mniej czytelny, natomiast spod niego wyłania się pierwotniejszy (zapisywany też przez wielokrotnie dłuższy okres czasu) tekst - pogański - ten odczytuje się bez trudu...
[_6_] Miało to miejsce na V Soborze Powszechnym w Chalcedonie, w 451 r., kiedy to wdzięczni ojcowie Kościoła za zasługi w przekształceniu Imperium Rzymskiego w państwo katolickie obdarzyli Teodozjusza tym właśnie przydomkiem.
[_7_] Potem pojawił się obol dla przewoźnika Charona w krainie cieni, będący bardziej uświęconą tradycją niż prawdziwą wiarą w zaświatowe życie.


Pomimo że bezpłatne egzemplarze mojej książki "Pogański duch Europy" zostały wysłane do Biblioteki Narodowej http://www.bn.org.pl/download/document/1241764726.pdf to jednak ani autora, ani książki nie ma w Przewodniku Bibliograficznym Biblioteki Narodowej! Bezpłatny egzemplarz książki przekazany Bibliotece Wojewódzkiej... zaginął? Treść książki na pewno przeraża, niepokoi i oburza. To pewne. Ale nie pisałem jej dla lepszego samopoczucia polskich katolików. To też jest pewne.


Książka jest już właściwie niedostępna. Dlatego dla tych, którzy chcieliby zapoznać się z jej treścią, mam dobrą wiadomość!Jest już w wersji bezpłatnej i elektronicznej. Oto link, z którego można ją pobrać http://hermes.media.pl/pliki_inne/90.pdf
Nie zniszczą jej już ci, którzy życzyli jej zapomnienia, jak tylko się ukazała. Nie zaginie żaden egzemplarz! "Pogański Duch Europy" będzie odtąd już żyć swoim własnym życiem dzięki ogólnoświatowej sieci internetowej.

O TOŻSAMOŚCI NARODOWEJ POLAKA



Zwolennik przedwojennej, neopogańskiej Zadrugi mówiłby i pisał o świadomości narodowej Polakatolika, bowiem to, co stanowi o polskości, co najmniej od czasów zwycięstwa kontrreformacji na ziemiach polskich, jest wyłącznie katolickie (i jakoś tutaj nawet obrońca polskiej mowy protestant Mikołaj Rej wcale to a wcale nie pasuje).



Zatem prawda o polskości jest przerażająca. Nic bowiem poza językiem polskim, należącym do rodziny języków indoeuropejsko - słowiańskich, nie pozostało z samorodnej kultury słowiańsko-polskiej, która, co prawda, była prymitywna, ale własna. I jak każda kultura w zetknięciu z innymi cywilizacjami i kulturami miała wszelkie dane na samodzielny rozwój. Warunki jednak obiektywne sprawiły, że się nie obyło bez konieczności amputacji tego wszystkiego z prapolskiej kultury, co nie dało się pogodzić z nową religią. W wyniku - dodajmy: umotywowanej wyłącznie politycznie - propagandy chrześcijaństwa na naszych ziemiach, nazywanej działalnością misjonarską, niemal wszystko, co było "pogańskie", ale i własne, zostało zmiecione z powierzchni ziemi. Możemy dziś tylko z zazdrością spoglądać na tych odległych, azjatyckich wyspiarzy, Japończyków, którzy pomimo szerzenia się na ich ziemiach jakby nie było obcych, ale i uniwersalistycznych religii (buddyzmu i chrześcijaństwa), zapewnili życie swym rodzimym i odwiecznym kultom, które od najdawniejszych czasów przetrwały tam po dziś dzień. Japończycy chyba jakoś nie specjalnie przejmują się tym, że wyznawcy religii objawionych nazywają ich z pogardą czcicielami bożków - poganami. Tym bardziej że ich rodzimy politeistyczny kult szinto nie zatrzymał ich kultury w epoce kamienia łupanego. A oni sami potrafili przejąć z cywilizacji Zachodu to, co jest najlepsze, nie rezygnując przy tym z własnej tożsamości, i nie pozwalając na to, by jakakolwiek religia, nawet ich własna, rościła sobie pretensje do wyłącznego depozytu "prawdziwej wiary". Czy i tak nie mogło być z nami? Z przykrością musimy stwierdzić, że nie. Dziś bowiem nie zdajemy sobie nawet sprawy z tego, że kiedyś nasi praojcowie, by przetrwać, musieli zgodzić się na rezygnację z własnej, rodzimej tożsamości i kultury (to, że książę Mieszko poślubiając katoliczkę Dobrawę, musiał odprawić siedem swoich "pogańskich" żon, nie jest w tym wszystkim największym dramatem państwowo-narodowym). Przetrwanie za cenę tożsamości - to była myśl przewodnia kierujących nawami wielu średniowiecznych państw przedchrześcijańskich w Europie, w tym państwa Polan.



Jak słusznie zauważył założyciel i przywódca wspomnianej we wstępie Zadrugi, Jan Stachniuk: "z postaw wegetacji wydedukowany system duchowy - chrześcijaństwo, niszczy cywilizację antyczną, nie pozwala jej przyjść do siebie, a na jej gruzach zakłada swoje niepodzielne władanie. W ramy tego systemu zostają wciągnięci Słowianie. Młodszość cywilizacyjna mści się na nich okrutnie. Ludy romańskie i germańskie, ogarnięte przez chrześcijaństwo o parę wieków wcześniej, w rękach kościoła służą jako narzędzia do zniszczenia rdzenia duchowego kultury Słowian.
Dzieją się tu rzeczy brzemienne w następstwa dziejowe. Chrześcijaństwo, ogarniając Germanów, jest w stosunku do nich jako barbarzyńskich zdobywców słabe i nieporadne. Na wiele rzeczy, acz niechętnie, musi się zgodzić. Wiele cech tych ludów, ich obyczajów, tradycji chrześcijaństwo musi respektować, zgodzić się na ich zachowanie, mimo iż z ideałami ewangelii nie są zgodne. Inaczej jest ze Słowianami. W stosunku do nich posiada się całą potęgę Cesarstwa, stworzoną przez Karola Wielkiego. Kompromisy są tu zbyteczne, gdyż w oparciu o siłę oręża całej zachodniej - od paru wieków już chrześcijańskiej - Europy można spróbować pełnej chrystianizacji. Tam gdzie Słowiaństwo ulega chrześcijaństwu, nic nie pozostaje z jego dorobku cywilizacyjnego, z jego samorodnej, oryginalnej kultury. Sławia jest przeznaczona na kolonię chrześcijaństwa w najczystszej postaci. To, co nie ginie od miecza wyznawców krzyża, nie spłonie na stosie, jest już czysto chrześcijańskie. Tradycja ulega całkowitemu zerwaniu. Dzieje plemion lechickich rozpoczynają się od dnia chrztu, od r. 966. Ni mniej, ni więcej. Wszystko co istnieje przed tym jest obce. Nie zachowują się nawet nazwy dawnych bogów, obrządków, wierzeń. Na tym straszliwym, wyjałowionym pustkowiu, spychającym Lechitów na poziom bezwolnego bydlęcia, montuje się fałszywy obraz przeszłości, jako bogobojnych eunuchów z tęsknotą wyczekujących na proroków z Palestyny, via Rzym zdążających. Wmawiają w nas, iż tacy byliśmy zawsze. Że pobożne mazgajstwo, w które nas wtrącono chytrze w wyniku stuletnich wojen przegranych, było naszą cechą rasową, chlubę nam przynoszącą, bo importowanym ideałom bliską. W starciu zbrojnym z zachodnią, chrześcijańską Europą, przegraliśmy. Zostaliśmy zepchnięci na linię rozwoju, u podstaw którego leżą zasady wegetacji. Zasady te dokonały w rasowej duszy lechickiej spustoszeń dogłębnych. Skutki ich zaważyły w dziejach przełomowego wieku XVI".
[_1_]




Religia oraz system wartości moralnych, czyli wartości chrześcijańskie, które stanowią dziś o tożsamości narodowej Polaka, nie są dziełem ani Polan, ani innych Słowian, ani nawet ludów romańsko-germańskich zachodniej Europy. Ale jest to system etyczny, którego ojcem duchowym jest żyd Jeszua z Nazaretu, czyli Jezus Nazareński, spolszczając. Dodajmy, że wskazania moralne Jezusa zostały przyjęte tylko przez garstkę żydów i właściwie nigdy nie przyjęły się w cywilizacji żydowskiej jako "niemożliwe do zastosowania", jak mówi talmud (pomijamy kwestię tego, że dla prawowiernych żydów Jezus był bluźniercą podając się za Syna Bożego i Boga zarazem). Za to "nauki Chrystusowe" udało się z powodzeniem wyeksportować na szersze wody - do tzw. pogan-politeistów. W końcu prawie po czterystu latach z najniższych warstw społecznych dotarły one aż do elity panującej w największym ówcześnie państwie europejskim, tj. Imperium Romanum. Ale to już nie była zasługa ani Jezusa, ani apostoła Piotra ex-rybaka przeciwnego zresztą nawracaniu nie-żydów, ale Szawła, który porzucił swój faryzeizm i został oddanym uczniem Pana, jak nazywają do dzisiaj Chrystusa-Zbawiciela jego wyznawcy. Za zasługi dla rozszerzenia chrześcijaństwa w świecie został nazwany św. Pawłem (to on powiedział, że "nie masz już ani Żyda, ani Greka, ale wszyscy są braćmi w Chrystusie").



Od tego epokowego wydarzenia z IV wieku po Chrystusie - jakim była chrystianizacja Europy, mówi się o chrześcijaństwie jako duchu Europy. Zapomina się jednak o tym, że i "przed Chrystusem" Europa miała swojego ducha - pierwszy opis "igrzysk olimpijskich" odnajdujemy w Iliadzie Homera, która omawia dzieje wojny grecko-trojańskiej z ok. 1200 p.n.e. (wg szacunków współczesnych archeologów); wieczne miasto Rzym powstało w 753 roku p.n.e. Od brzemiennej w skutki chrystianizacji Europy tożsamość Europejczyka miał konstytuować wyłącznie katolicyzm (dopiero reformacja z XVI wieku, która była właściwie rejudaizacją chrześcijaństwa i powrotem do wartości moralnych przedchrystusowych, bo starotestamentowych, zmieniła to na dobre). Ale w naszym kraju - podobnie jak we Włoszech, Hiszpanii, Portugalii, częściowo Francji, Irlandii - pomimo reformacji - nadal katolicyzm konstytuuje naszą tożsamość narodową. Jak niewiele i dziś potrzeba, by z Polaka szybko przedzierzgnąć się w Hiszpana czy Włocha i vice versa! Wystarczy właściwie zmienić język, nasiąknąć nieco innymi obyczajami, i mamy w pełni udaną naturalizację. O wiele trudniej byłoby wykonać ten sam zabieg - co za paradoks! - z Polakiem-Słowianinem jakby nie było - oraz przedstawicielem innego słowiańskiego narodu na wschodzie czy południu (Rosjaninem lub Serbem). Tutaj mamy różnicę religii, która decyduje niemal o wszystkim, pomimo dużego podobieństwa języka. Obca religia, tyle że w różnych obrządkach, sprawiła, że dziś Polakowi cywilizacyjnie jest o wiele dalej do innych Słowian niż np. do Niemców (nb. nazwa od niemy, tj. taki z którym się nie można porozumieć) czy mieszkańców "zielonej wyspy" na zachodnich krańcach Europy - Irlandczyków. O naszej tożsamości decyduje dziś nadal religia importowana z Judei via Rzym, którą, jakby nie było, nasi praprzodkowie przyjęli z konieczności (powtórzmy: wszystko co "pogańskie", było w owym czasie w Europie tępione ogniem i żelazem). I tylko po to, by nie podzielić losu - jak to później pokazała historia - wyrżniętych i częściowo schrystianizowanych oraz zgermanizowanych plemion zachodniosłowiańskich. [_2_]



Niewątpliwie przyjęcie chrztu było kiedyś dziejową koniecznością, lecz dlaczego religia, która kiedyś odarła naszych przodków z ich tożsamości, wciąż wyznacza naszą tożsamość narodową? Uświadamiam sobie ten dramat, kiedy widzę zubożałych i całkiem zmarniałych potomków potężnych i prężnych, a co istotne samorodnych, niegdyś cywilizacji, których tożsamość narodową, tak jak naszą, konstytuuje dziś tylko i wyłącznie judeochrześcijaństwo w rzymskim obrządku i... Matka Boska różnych wsi i miast.



W umysłach krytycznie myślących, rodzą się też pewnie pytania, m.in.: czy obrona wartości religii przyjętej przez naszych przodków z politycznego przymusu, nadal ma być uznawana za dowód patriotycznej miłości do kraju i narodu oraz politycznej mądrości? Czy dla takiej różnicy, jak różnica dogmatów i obrządków importowanych religii, warto było popełniać w Europie i poza nią tyle zbrodni?



Dotąd nie doczekaliśmy się religijnego kultu wartości rodzimych: polskich i słowiańskich, a także niezależnych od tych obcych i importowanych. Dlatego polecam lekturę dzieł Jana Stachniuka, abstrahując od jego - moim zdaniem błędnych - koncepcji gospodarczych i ustrojowych, a pozostając tylko i wyłącznie w świecie najwyższych wartości życiowych, znajdziemy przykład naprawdę wzniosłej, heroicznej, kulturotwórczej, humanistycznej i, co ważne, rodzimej twórczości filozoficzno-religijnej. Polecam również bezkompromisową książkę mojego przyjaciela Kaza Dziamki pt. "Słowiańska Wolność"!





PS. Rozmawiałem dziś (2007-09-11) z ponad osiemdziesięcioletnim mężczyzną - polskim patriotą i narodowcem, jak się sam przedstawia, który stwierdził, że nie jest wierzący, ale do kościoła chodzi. Dlaczego? Dlatego, że naród polski jest rozbijany przez wrogów zewnętrznych i wewnętrznych, trzeba go jednoczyć wokół jakichś pozytywnych wartości. Ów pan wszędzie węszy antypolskie, przede wszystkim żydowskie spiski, zagrażające naszej polskiej tożsamości narodowej, lecz kiedy uświadomiłem mu, że chrześcijaństwo stworzyli żydzi, i że sam Jezus był Żydem, żachnął się tylko: - Co też Pan opowiada!
Niechaj za puentę naszych wywodów posłuży owa obrazoburcza trawestacja z Mickiewicza:
Tylko pod krzyżem
Tylko pod tym znakiem
Polska jest Polską
A Polak Polakiem.
Żyd jego Bogiem.
A matka - dziewicą.
Tylko pod krzyżem zdarzają się cuda!



Wojciech Rudny


Przypisy:
[_1_] Jan Stachniuk, Dzieje bez dziejów, Warszawa 1939, rozdział 4 "Zagadnienie wielkości w dziejach".
[_2_] Symbolem tej Słowiańszczyzny jest po dziś dzień bohaterski i antychrześcijański książę obodrzycki Niklot, przeciwko któremu Zachodnia Europa przeciwstawiła nawet wyprawę krzyżową w 1147 roku. Niklot zginął w czasie bitwy pod Orłem (dziś Wurle k. Butzow w Meklemburgii) w 1160 roku, podczas najazdu Henryka Lwa na jego ziemie. Zajęte tereny stały się lennem niemieckiego księcia, które nadał synom poległego władcy Słowian: Przybysławowi i Warcisławowi. Od jego syna, Przybysława (Pribislav), wywodzi się dynastia książęca panująca w niemieckiej Meklemburgii do 1918 roku.
Inne moje teksty znajdziesz w serwisie http://www.racjonalista.pl/

Bogowie olimpijscy. Wywiad z religioznawcą Walterem Friedrichem Otto

- Czy według Pana religia starogrecka miała jakieś cechy wspólne z chrześcijaństwem?

- Nie miała ona nic wspólnego z wyobrażeniami religii izraelsko-chrześcijańskiej. Przeciwnie, religia starogrecka była właśnie tym, czym tamta religia gardziła, była więc politeistyczna, antropomorfizująca, bliska natury, nie całkiem moralna, jednym słowem: była "pogańska".


- Bogowie olimpijscy, chociaż dziś już prawie nikt w nich poważnie nie wierzy, są jednak wciąż nam bardzo bliscy; dlaczego nie stracili naszego zaufania aż do dzisiaj?
- Mówimy o nich, kiedy chcemy mówić w sposób wzniosły o bycie i świecie. Mimo całego chrześcijaństwa i oświeceniowej nauki: Apollo, Dionizos, Afrodyta, Hermes i inni bogowie są dla nas zawsze świetlanymi, wiele znaczącymi zjawiskami. Choćbyśmy byli dalecy od tego, by poważnie w nich wierzyć, ich wzniosłe spojrzenie pada na nas raz po raz, kiedy tylko wznosimy się ponad wszystko, co jest jedynie "faktem", i docieramy na wyżyny, gdzie przemieszkują ich boskie postaci. Dlaczego w ten sposób nie mówimy o Izydzie i Ozyrysie, o Indrze i Warunie, o Ahuramazdzie i Arymanie, o Wotanie, Donnarze i Frei?



- Czyż przyczyna tego nie tkwi w naszej europejskiej tradycji humanistycznej?
- Ale tradycja ta nie byłaby w stanie bogów tych, których świątynie zamknięto już przed półtora tysiącem lat, uczynić tak bliskimi naszemu sercu, gdyby ich najgłębsza istota ciągle jeszcze, mimo całego potępienia, nie świadczyła za nimi.




- Czy możemy powiedzieć o bogu greckim, że jest taki sam jak np. bóg żydowski czy muzułmański?
- Bóg grecki nie jest panem, władczą wolą. Jako bóg domaga się uznania i czci, ale nie żąda stronniczości, bezwarunkowego posłuszeństwa, a już w najmniejszym stopniu ślepej wiary. Postawy moralne nie są nakazami jego woli, której człowiek musi się podporządkować, lecz realnościami, które w sobie noszą swą prawdę i wartość, i same przez się budzą szacunek i miłość.



- Przyzna Pan, że bóstwa greckie ukazują człowiekowi prawdziwe bogactwo bytu.
- Każde z nich ukazuje mu to bogactwo na swój szczególny sposób: Apollo ukazuje byt świata w jego czystości i ładzie, istnienie jako poznanie i pieśń przynosząca wiedzę, jako nieskalane przez demoniczne sidła. Jego siostra Artemida objawia inną czystość świata i istnienia, wiecznie dziewiczą, ludyczną i choreiczną, zaprzyjaźnioną ze zwierzętami i radośnie na nie polującą, chłodno odpychającą i porywająco oczarowującą. Z oczu Ateny rozbłyskuje wspaniałość męskiego i znaczącego czynu, wiecznej chwili zwyciężającego wszystko dokonania. W duchu Dionizosa świat jawi się jako praświat, jako prastara dzikość i bezgraniczne upojenie. W imieniu Afrodyty świat staje się złoty, wszystkie rzeczy ukazują oblicze miłości, boskiego cudu, który zaprasza do oddania, do stopienia się i zjednoczenia z ukochaną istotą. Świat, który Hermes ożywia i którym włada, to świat w pełnym znaczeniu tego słowa, czyli cały świat, a nie jakiś fragment całej sumy bytu. Wszystkie rzeczy doń należą, ale jawią się w innym świetle niż w królestwach innych bogów. To, co się wydarza, przybywa jakby spłynęło z nieba i do niczego nie zobowiązuje: to, co się dokonuje, jest przejawem wirtuozerii i jest rozkoszą nieodpowiedzialną. Kto chce tego świata wygranej i łaski jego boga Hermesa, ten niech nie mówi "nie" także stracie, albowiem nie ma jednego bez drugiego.
Moglibyśmy tak ciągnąć jeszcze dalej. Ale te obrazy powinny wystarczyć. Czy nie ukazują one prapostaci nieskończonego życia świata, jego zachwytów i jego ciemnych tajemnic? Rzeczywistości świata nie są więc naprawdę niczym innym, jak bogami, obecnością bogów i ich objawieniami. Każda z nich jest we wszystkich swych sferach i na wszystkich swych stopniach przepełniona Bóstwem, które jawi się zarówno w świecie żywiołów, jak i w królestwie roślin i zwierząt, i ukazuje się w obliczu człowieczym. A każdy z bogów zawsze otwiera przed nami cały świat. Albowiem w jego szczególnym objawieniu zawierają się wszystkie rzeczy.



- Zasadniczo taka wizja świata różni się od semickiego monoteizmu - jedynowładztwa.
- Ta jedność królestwa bogów pod panowaniem Zeusa jako króla i ojca różni się całkowicie od monoteistycznego jedynowładztwa, które ma wokół siebie tylko sługi i pomocników. Wielobóstwo charakteryzujące religię grecką, którym gorszą się innowiercy, nie pozostaje w sprzeczności z monoteizmem, lecz jest, być może, jego najbardziej pomysłową formą.




- Zgodzi się Pan ze stwierdzeniem, że nie można nie doceniać świata bogów w życiu i osiągnięciach kulturowych starożytnych Greków?
- To oni uczynili z Greków i ich kultury to, czym byli. Wszystkie ich wielce podziwiane dzieła i poznawcze osiągnięcia są w gruncie rzeczy promieniami użyczonego im, i tylko im, objawienia Bóstwa.


- Przyzna Pan, że pierwotnie w religii greckiej, zanim uległa ona wpływom azjatycko-semickich wyobrażeń absolutu, niezbyt dużą wagę przywiązywano do religii jako systemu soteriologicznego?
- Systemy soteriologiczne, idee odnoszące się do nieśmiertelności, wtajemniczenia w misteria i tym podobne zjawiska, które żywo przemawiają do nowożytnej religijności, studiuje się ze świętą powagą, chociaż nie można zaprzeczyć, że były one obce reprezentantom światopoglądu starogreckiego od Homera aż do Pindara i tragików. Ale uprzedzenie pod tym względem jest tak potężne, że obcość tę uważa się za pożałowania godny brak, natomiast specyfikę światopoglądu greckiego traktuje się jako niedojrzały sposób myślenia, którego błędy muszą znaleźć wyjaśnienie w toku rozwoju ludzkiego rozsądku.



- Gdzie więc możemy upatrywać źródeł religii helleńskiej?
- Religia helleńska, jak świadczą o tym dzieje Hindusów, Italików i Germanów, istniała już w czasach indoeuropejskich i została przez Greków przyniesiona z Północy do kraju, z którego praludnością mieli się zmieszać.



- Czytając działa Homera i tragików odnosimy wrażenie, że starożytni Grecy naprawdę kochali swoich bogów, i nie szukali ich w zaświatach, byli to bowiem bogowie jak najbardziej z tego świata...
- Prawdziwego zrozumienia kultu i mitu greckiego nie może nam dać żadna psychologia ani żadna "logika", zapewnić nam to może tylko istnienie, samo bycie świata właśnie. Widzieliśmy, czym bogowie olimpijscy mogą być dla człowieka i czym dlań są; jak uspokajają go w troskach ziemskiego istnienia, nie zawsze przez udzielenie mu pomocy czy przez obietnice zbawienia, ale zawsze przez samo swe istnienie, ponieważ jako wszechobecni i działający żyją w stanie szczęśliwości i, beztroscy, świadczą o błogosławionej głębi wszelkiego bytu. Widzieliśmy także, jak kierują wolą człowieka i mają udział w jego zaślepieniu i winie, zgodnie ze swym planem, a jednak nie czynią go niewolnym, lecz udzielają mu daru schronienia i bezpieczeństwa, w których jedynie istnieć może prawdziwa wolność. Tak więc Grek kocha swych bogów, jakkolwiek by z nim postępowali, a jeśli nawet musi zginąć, znajduje pociechę w wizji ich wiecznej doskonałości i szczęśliwości.


Pytał Wojciech Rudny- Epafroditos.


W tekście wykorzystano:
· Walter Friedriech Otto "Teofania. Duch religii starogreckiej" (w tłumaczeniu Jerzego Prokopiuka).
· Karl Kerenyi, Hermes przewodnik dusz, Warszawa 1993.
· Wiesław Juszczak, Pani na Żurawiach część I Realność bogów, Kraków 2002.

Hermes, czyli o naturze osobistego boga








W sferze mentalnej, osobisty bóg działa na nas
intuicją i inspiracją. Poprzez myśli prowadzi
nas do samopoznania i uszlachetnienia.
Prowadzi nasz boski pierwiastek wiecznego
ducha, byśmy byli bliżej osobistego boga z
każdym dniem i ostatecznie zidentyfikowali się z nim.

Franz Bardon










Where the GOD HERMES was born... http://www.youtube.com/watch?v=HNbRJNGjEXk


DLACZEGO HERMES?



Są pewni bogowie i boginie, z którymi odczuwamy większą więź i pokrewieństwo niż z innymi. Brzmi to nie po chrześcijańsku i pogańsko, a jak wiadomo w naszym kręgu kulturowym za sprawą zwycięskiego, przynajmniej formalnie, chrześcijaństwa, określenie "poganin" i "pogaństwo" kojarzy się niedobrze, wręcz źle. Cóż jednak począć, kiedy pomimo całego wysiłku Kościoła katolickiego i jego świeckiego ramienia (władzy świeckiej) w Europie, nie udało się całkowicie wymazać z pamięci Europejczyków mitów i przypowieści o pradawnych bogach. Nie udało się nawet do końca zniszczyć wszystkich ich wizerunków, choć w przeszłości były czynione takie próby - na większą czy też mniejszą skalę (zob. ilustracja obok).
Dlaczego więc Hermes? Kiedy dwa lata temu przeczytałem rozważania psycholog Jean Shinody Bolen w książce "Bogowie w każdym mężczyźnie" [_1_], zdałem sobie sprawę z tego, jak przemożny, ale i nie do końca uświadamiany przeze mnie wpływ, wywierał na mnie przez całe moje dotychczasowe życie Hermes. "Cały panteon greckich bóstw, męskich i żeńskich, istnieje w nas jako zestaw archetypów [_2_] - stwierdza Jean Shinoda Bolen - choć zazwyczaj bogowie mają silniejszy wpływ na mężczyzn, a boginie na kobiety.
Każdy archetyp związany jest z określonym "darem" bogów oraz potencjalnymi problemami (...) Mężczyzna, który wie, jaki bóg lub jacy bogowie są w nim aktywni, łatwiej podejmuje decyzje, które są dla niego satysfakcjonujące.
Samo czytanie o bogach może okazać się sposobem na ponowne włączenie odciętych części naszej psychiki. Proces ten może być wspomagany snami, wspomnieniami i mitami pukającymi do naszej podświadomości".
Do Hermesa, nie wiedzieć czemu, od dawien dawna czułem niezmierną sympatię. Ze wszystkich bogów greckiego Olimpu on zawsze był mi się najbliższy. Ale dopiero autorka "Bogów w każdym mężczyźnie" uświadomiła mi jego ogromny, archetypiczny wpływ na moją osobowość, a nawet mój światopogląd, oraz rodzaj wykonywanego przeze mnie zajęcia na co dzień (domena Hermesa - handel i kontakty międzyludzkie, a z tym wiążąca się lotność umysłu, bystrość i elokwencja). Stąd pewnie i ta nadzwyczajna bliskość tego boga wcześniej przeze mnie nie uświadomiona.




"Hermes, sprężysta siła młodzieńcza, wcielenie czynu i rzeczywistości... takiej, jaką być powinna, nie jaką jest" [_3_].
Tadeusz Zieliński



LUDZKIE WYOBRAŻENIA HERMESA




Kogo widzi przeciętnie wyedukowany człowiek, kiedy wypowiada imię Hermes? Zapewne oczami wyobraźni widzi młodego mężczyznę - helleńskiego boga - zwinnego i ruchliwego, błyskawicznie przemieszczającego się z miejsca na miejsce. Skrzydełka u jego stóp i magiczna różdżka w dłoni kerykeion (rzym. kaduceusz) [_4_], tj. laska z dwoma oplecionymi wokół niej wężami - symbol boskiego herolda, przynoszącego pokój i godzącego spory - to jego znaki rozpoznawcze. Nie jest ani mroczny, ani antypatyczny, jak Hades czy Posejdon. Budzi raczej sympatię wszystkich bogów i ludzi. Kiedy myślimy "Hermes", widzimy boga pełnego sił i młodzieńczego wigoru, emanującego energią i witalizmem, ekspresyjnego ekstrawertyka. Jest to bóg, który przedstawia sobą typ klasycznej urody - daleki od plebejskiej brzydoty, np. filozofa Sokratesa, którego wizerunki przetrwały do naszych dni. Hermes jest przystojny, szczupły, kędzierzawy i muskularny zarazem - ideał męskiej sylwetki (takiego też Hermesa przedstawiały rzeźby Praksytelesa i Lizypa). Nic dziwnego, przecież ów syn tytanki Mai i samego króla bogów Zeusa jest wynalazcą ćwiczeń gimnastycznych - biegów i boksu; patronował greckiej młodzieży w gimnazjonach [_5_]. Lecz ten sam młodzieńczy Hermes niekiedy zmienia się w moich wyobrażeniach w dojrzałego już boga z bujnymi i długimi włosami podwiązanymi z tyłu głowy w misterną fryzurę; ma długą brodę; jest prawie nagi, odziany tylko w skąpą szatę zarzuconą na ramiona; Jest taki sam, jakiego widziałem na pewnej starej helleńskiej płaskorzeźbie, a także najstarszych wazach greckich, czy hermach. Taki też był w najstarszych wyobrażeniach Hellenów. Nie był młodzieńcem, lecz dojrzałym już bogiem.
Ale są to już w pełni ukształtowane, antropomorfizowane, piękne, artystyczne, prawdziwe dzieła sztuki i późne wyobrażenia Hermesa. "Przypuszcza się - pisze Murray Hope - że olimpijska osobowość Hermesa została zapożyczona od dawniejszego - związanego z żywiołem powietrza i rządzącego wszelkim ruchem i działaniem - bóstwa Pelazgów, któremu szczególną cześć oddawali pasterze arkadyjscy" [_6_]. Dlatego też najbardziej prymitywne, przedarkadyjskie, a więc i przedhelleńskie wyobrażenie Hermesa wiąże się z jego imieniem, które także było pelazgijskie, a więc przedaryjsko-greckie, i oznaczało "on ze stosu kamieni" (jak twierdzi W.C.K. Guthrie za prof. Nilssonem) [_7_]. Pierwsze i najstarsze wyobrażenia boga były to stosy kamieni (l.mn. hermai) wznoszone przy drogach, które przybrały potem formę ithyfallicznych herm [_8_], stojących także na straży domostw. Hermes bowiem jest od najdawniejszych czasów opiekunem podróżnych. Czuwał więc nad ich bezpieczeństwem. A o jego obecności przypominały stosy kamieni ułożone na rozstajach dróg ludzką ręką [_9_]. Były to bowiem czasy, kiedy nie było bezpiecznych dróg, a podróżni, często kupcy, którym także patronował Hermes, byli zdani jedynie na szczęście i łaskę tego boga, chroniącego ich - w co pewnie wierzyli - przed rabunkiem, a nawet zabójstwem w celach rabunkowych.




I Autolik tak mówił do córy i zięcia:
"Drodzy moi, wynajdę imię dla dziecięcia;
A ponieważ z niewiasty i mężmi skłócony,
Sierdząc się na ród ludzki, w waszem przybył strony,
Więc zwijmy go Odysem; sierdzistym zwę wnuka...


Homer [_10_]



AUTOLYKOS I ODYSEUSZ - ZIEMSKIE HIPOSTAZY ATRYBUTÓW HERMESA




Paradoksalnie ów patron podróżnych kupców, wciąż przecież obawiających się o swoje życie i towary, jest także patronem złodziei, którzy pewnie niejednokrotnie odwoływali się do Hermesa o wsparcie w swych złodziejskich przedsięwzięciach. Ale jak się wydaje, Hermes nie patronował tym, którzy używali w swoim złodziejskim fachu przemocy fizycznej. Patronował raczej kradzieży inteligentnej - opartej na sprycie i przechytrzeniu właścicieli pożądanych "skarbów" - dalekiej od cyklopiego nieokrzesania i barbarzyństwa. Ziemską hipostazą tego aspektu Hermesa, tj. przebiegłej, zuchwałej, wymagającej inteligencji i sprytu kradzieży - jest jego syn Autolykos [_11_], który narodził się ze związku boga z piękną córką Dajdaliona Chione [_12_] (nawiasem mówiąc Chione wydała na świat bliźniaków: Filamona, syna Apollona, oraz Autolykosa [_13_], syna Hermesa). Od boskiego ojca Autolykos otrzymał dar przywłaszczania sobie cudzego mienia tak, by nigdy nie został schwytany. Stąd też znany był z licznych i zuchwałych kradzieży [_14_]. Poza tym Hermes dał mu magiczną moc zamieniania każdej skradzionej sztuki bydła rogatego na nierogate i odwrotnie. Za sprawą niezwykle sprawnej umiejętności przechytrzania okradzionych, zyskał miano wanaksa - czyli króla - złodziei [_15_]. Przejrzał i przechytrzył go jedynie jeden człowiek - uznawany też za najprzebieglejszego ze śmiertelnych, a także najbardziej pozbawionego skrupułów - władca Koryntu, Syzyf [_16_].
Hermes ma wiele twarzy. Ale jedno jest niezmienne, i o czym pisze Plutarch w swoim traktacie "O Izydzie i Ozyrysie", Hermes jest "najrozumniejszym i najbardziej przebiegłym z bogów" [_17_].Ojciec poezji, Homer nazywa go "dobroczyńcą, co myślą rozumną ponad wszystkimi góruje" [_18_].A więc - rozum i przebiegłość charakteryzują Hermesa jako boga. Dlatego nie bez powodu za jego ziemskie wcielenie uważa się znanego z rozumnych rad i przebiegłości króla Itaki Odyseusza, którego Hermes jako boski posłaniec wspierał w trudnej ziemskiej wędrówce do ukochanego domu - żony i syna. Zdaniem profesora Tadeusza Zielińskiego, Homer w osobie Odyseusza "przyjął i uszlachetnił postać prastarego włóczęgi arkadyjskiego. Że pierwotnie był on tym włóczęgą, o tym dobrze pamiętali Arkadianie, którzy widzieli w nim założyciela swego miasta Feneusu, leżącego w sąsiedztwie góry Killeny i jeziora Stymfalskiego. Tak, był to prastary Hermesa arkadyjskiego ulubieniec, albo raczej sam Hermes, jego ziemska "hypostaza"; dlatego Hermes opiekuje się nim w Odysei; dlatego matka jego Antykleja zowie się córą Autolykosa; dlatego jego zejście do Hadesu odbyło się, wedle Ajschylosa, przez "katawotrę" jeziora Stymfalskiego" [_19_].






Hermes był bowiem bogiem wszelkiej magii i wszelkiego oszustwa, czego
Grecy początkowo nie potępiali, lecz podziwiali.
John Pinsent [_20_]




ŚWIAT, KTÓRYM WŁADA HERMES


Słynny religioznawca Karl Kerényi stwierdził, iż "trzeba uznać za fakt historyczny to, że dla Greków bóg Hermes nie był niczym, jak dla kogoś z nas, ani też nie był żadną bezkształtną siłą, lecz bardzo określonym "czymś" - czymś, co przynajmniej od czasów Homera posiadało wyrazistą osobowość. Jednakże jako osoba nie przejawiał on nigdy samowoli właściwej istocie obdarzonej mocą; pozostał raczej na zawsze określony przez jego własny sens" [_21_].Natomiast znakomity znawca i wyznawca bogów religii helleńskiej, Walter Friedriech Otto uświadamia nam, że "świat, który Hermes ożywia i którym włada, to świat w pełnym znaczeniu tego słowa, czyli cały świat, a nie jakiś fragment całej sumy bytu. Wszystkie rzeczy doń należą, ale jawią się w innym świetle niż w królestwach innych bogów. To, co się wydarza, przybywa jakby spłynęło z nieba i do niczego nie zobowiązuje: to, co się dokonuje, jest przejawem wirtuozerii i jest rozkoszą nieodpowiedzialną. Kto chce tego świata wygranej i łaski jego boga Hermesa, ten niech nie mówi "nie" także stracie, albowiem nie ma jednego bez drugiego" [_22_]. Hermes jest dla Otta - jak zauważył Kerényi - z jednej strony, "duchem ukształtowania istnienia, który ciągle powraca w różnych okolicznościach", z drugiej jednak także duchem całkowicie konkretnego "światowego" aspektu świata, który raz po raz przyjmuje nas jako szczególny świat: "jakimś duchem nocy"(...). Otto stwierdza, że w wielu przypadkach, gdy Grecy mówią o nocy, mimowolnie przychodzi na myśl Hermes" [_23_].
Ponadto Otto zauważył, że świat Hermesa nie jest w żaden sposób światem heroicznym. Kiedy bowiem Odyseusz i Diomedes przywoływali Atenę, prosząc o wsparcie w swym nocnym przedsięwzięciu (mieli skraść z Troi posąg Pallas Ateny), i kiedy bogini rzeczywiście przybyła, szybkonogi Trojańczyk Dolon - syn herolda Eumedesa - który miał podobną, tj. szpiegowsko-wywiadowczą przygodę, nie pokładał zaufania w duchu heroizmu, ale raczej w podstępie, zabójstwie i przede wszystkim szczęściu, dlatego polecał siebie opiece Hermesa, który miał bezpiecznie przeprowadzić go do celu i z powrotem.
Hermes jest bogiem najbardziej przyjacielskim ludziom. Co więcej jest także najbardziej przyjacielskim bogiem wobec innych bogów [_24_]. Nie walczy przeciwko nim, kiedy oni sami są zajęci walką między sobą. "Hermes nie bierze nawet udziału w nietragicznej walce bogów. Rzecz znamienna - jak zauważył Kerényi- że jako przeciwnika nie otrzymuje on żadnego boga, lecz boginię Latonę: postać bogini - matki, przypominającą o swej córce, Artemidzie. Ale Hermes jest zbyt mądry, żeby
...walczyć [z tymi]...
Które Jowisza swymi zwyciężyły wdzięki.
Pójdź, głoś w niebo, żeś bogów pokonała posła,
Żeś nade mną wygraną bez bólu odniosła.
(XXI, 509-519)
Z tymi słowami schodzi Latonie z drogi. Sława go nie interesuje". [_25_]
Hermes bowiem ustępuje, gdy dostrzega, iż jego heroizm okazałby się tylko czczym heroizmem. Mierzy swoje zamiary podług sił; romantyczne porywy serca, wyrażające się w zawołaniu "mierz siły na zamiary", są mu całkowicie obce. Hermes jest zbyt sprytny, nie lubi przegrywać, i dlatego... rachuje. Nie można powiedzieć, że nie stawia sobie ambitnych celów, ale jest bardziej prozaiczny niż romantyczny. Dlatego też jego serce i dusza nie cierpią z powodu odrzucenia, jak serce i dusza Apollina. Hermes nigdy się nie poddaje i nie popada w melancholię. Jego boski i bystry umysł nie szuka w takich momentach nieuniknionej zemsty, lecz wypatruje sprzymierzeńców, forteli, sposobów na osiągnięcie zamierzonego celu, z którego nie rezygnuje pomimo wcześniejszych niepowodzeń. Tak też zdobył Afrodytę - boginię miłości, kochającą nie tylko uśmiech, ale i swą drogocenną garderobę [_26_]. Nie przywiązuje się też na zawsze do żadnej bogini ani śmiertelniczki - nawet najbardziej pociągającej, nawet najpiękniejszej. Co w życiu, nie stroniących od uroku kobiet, mężczyzn, wyraża się w popularnych powiedzeniach: nie ta, to inna; pół światu tego kwiatu.... Hermes, choć nieśmiertelny, żyje zbyt szybko, żeby się wcześniej nie znudzić przedmiotem (to najlepsze słowo) swego boskiego pożądania. Stąd też jego liczne romanse - ze śmiertelniczkami, nimfami i boginiami. Hermesowi nie zależy na założeniu rodziny i władzy z tym związanej, nad żoną i dziećmi - jest wiecznym kawalerem, wiecznym dzieckiem, swoistym puer aeternus, którenie stroni od uroku bogiń, nimf i śmiertelniczek; ma też liczne potomstwo, o które nie ma potrzeby się za bardzo troszczyć.
Hermes nie jest dostojnym bogiem, jak np. Atena czy Apollon, bo i sama służba posłańca - nawet najdostojniejszego z bogów Zeusa - nie należy do zajęć dostojnych. Podobną funkcję w wierzeniach Hellenów pełniła Iris (tęcza), "Hermes zaś używany był najczęściej do spraw, w których szło o przebiegłe woli bogów przeprowadzenie" [_27_]. Przy całym swoim braku dostojeństwa Hermes nigdy jednak nie jest wulgarny ani obleśny.
Nie ma też potrzeby - jak jego boski ojciec Zeus - walczyć o władzę i wpływy. To go w ogóle nie interesuje. Królestwo nie należy do niego. Dlatego i pałacowe intrygi nie są dla niego. Czerpie rozkosz ze swobody, jaką paradoksalnie dają mu jego liczne, codzienne obowiązki; nadają one też sens jego nieśmiertelnemu istnieniu. Ma bardzo napięty plan zajęć, lecz nie buntuje się przeciwko roli, jaką z poświęceniem i pracowicie pełni w świecie bogów i ludzi. I nie jest to też wbrew pozorom jakaś poślednia rola. Wszak Hermes jest posłańcem bogów i zarazem przewodnikiem dusz wiedzionych do królestwa zmarłych. A czyż nie każdy komuś w końcu służy i czemuś podlega? Bo przecież nawet najpotężniejszy z bogów liczy się ze zdaniem swej potężnej małżonki, Hery, nigdy jawnie nie ośmiela się jej zdradzać. Nie jest tyranem, który przeprowadzałby swe zamysły według swego widzimisię i wbrew woli swych boskich dzieci, nigdy też nie zwraca się przeciwko wyrokowi Konieczności - Ananke i Losu - Mojrze. Najpotężniejszy z bogów z pokorą przyjmuje ich wyroki.
Funkcje, jakie spełnia Hermes w świecie nieśmiertelnych i zwyczajnych śmiertelników, jakby były stworzone wprost dla niego - wymagają tylko jego, a nie kogoś innego, szybkości i zręczności; tylko jego, a nie kogoś innego, mądrości i przebiegłości. Jakiż inny bóg mógłby go w tym zastąpić?
Pomimo że Hermes jest olimpijskim bogiem i bardzo lojalnym synem swojego ojca, nie wątpiącym ani przez chwilę w sensowność wypełniania wszelkich misji zleconych przez swego boskiego rodzica - nawet tych niejednoznacznych z moralnego punktu widzenia [_28_], to jednak zdecydowanie różni się od innych bogów helleńskiego Olimpu - przenika cały świat dzięki swej zdolności nawiązywania kontaktów - jest mistrzem nawiązywania relacji oraz orędownikiem pokoju. Ponadto, na co zwrócił uwagę Kerényi: "Wszystkim, dla których życie jest przygodą - przygodą w miłości czy w duchu - Hermes jest wspólnym przywódcą. Koinos Hermes!" [_29_].




Znajomość bogów stanowi źródło osobistej mocy.
Jean Shinoda Bolen [_30_]




POZNAJĄC BOGÓW POZNASZ SAMEGO SIEBIE


Hermes wciąż żyje, bogowie wciąż żyją, pomimo że świątynie ich dawno legły w gruzach... Nie wystarczy bowiem krzyczeć, jak ten czy inny monoteista: fałszywi bogowie pomarli - niech żyje jeden-prawdziwy Bóg! Lub też: wszyscy bogowie pomarli - jak twierdzi ateista. Porzućmy też neoromantyczne bajania, w które sami nie wierzą ich głosiciele, że bogowie "ukryli się w lasach i pieczarach i od wieków nie dają o sobie znać" (Robert Graves). Bogowie i boginie wciąż żyją... w nas, tj. zwykle ochrzczonych potomkach niegdyś pogańskiej Europy, jako archetypy - każdy szczególnego i niepowtarzalnego rodzaju; jako archetyp męskiej i żeńskiej psyche. Ujawnią się tym bardziej świadomie, im bardziej jesteśmy świadomi ich działania w nas - w naszych upodobaniach i zainteresowaniach, naszych charakterach i temperamentach, naszych konstrukcjach psychofizycznych, ulubionych zajęciach - pracy i hobby. Czasami ich obecność zadziwia nas, np. snami, z których symboliki nie zawsze zdajemy sobie sprawę. Dopiero odkrycie pewnych uniwersalnych symboli, jakie w nich się ujawniają, świadczyć może tylko o nieświadomej części naszej psychiki - podświadomości, a zarazem - zbiorowej nieświadomości [_31_]. Podobne doświadczenia zdają się przekonywać nas o istnieniu czegoś zupełnie niemożliwego, że bezcielesna i nieświadoma część ludzkiej psychiki jest tak samo dziedziczna i odwieczna, jak kopie genów zawierające powtarzalne sekwencje DNA niezliczonych pokoleń naszych przodków.
Zdaniem psychologów, odwołujących się do dorobku naukowego Junga [_32_], poznanie na nowo natury i działania odwiecznych bogów w nas, niewątpliwie pozwala na dokonywanie najlepszych, tj. najbardziej racjonalnych i satysfakcjonujących wyborów na co dzień. Niewątpliwie pozwala też uniknąć wielu pułapek wiążących się z ciemną stroną starożytnych bóstw, które na pewno nie były moralne w chrześcijańskim, a nawet ogólnoludzkim tego słowa znaczeniu (przyjmując, że pewne uniwersalne wskazania moralne funkcjonują w każdej społeczności ludzkiej).
Postąp więc mądrze, jak mówi stara helleńsko-delficka mądrość: poznaj samego siebie. Do pełnego jednak poznania siebie nie obejdziesz się bez pomocy nieśmiertelnych bogów (bez nich zawsze będzie to samopoznanie niekompletne). Tak jak ja sam poznając siebie, nie obyłem się bez pomocy nieśmiertelnego syna Zeusa i Mai.
A mając dziś tę samoświadomość, której dotąd nie miałem, chciałbym, by i o mnie mówił poeta:
Życzliwy [mu] jest Hermes, opiekun zawodów,
Syn lśniącookiej Mai, gór mieszkanki;
Atlas jej ojcem - najpiękniejszej z siedmiu
Córek o włosach ciemnych niczym fiołki,
Co niebiańskich noszą miano Plejad [_33_].


Przypisy:

[_1_] Jean Shinody Bolen "Bogowie w każdym mężczyźnie" Wydawnictwo Inanna, Wydawnictwo Jacek Santorski & Co 2006, fragment ze s. 10. Zob. też Agapi Stassinopoulos, Poradnik dla Zakochanych Par. Męski jak Zeus, zalotna jak Afrodyta, Warszawa 2007.
[_2_] Cóż to są owe archetypy? W encyklopedii PWN czytamy, iż archetyp to: 1) w teorii Carla Gustawa Junga element tzw. nieświadomości zbiorowej, dziedziczny, a więc nie pochodzący z doświadczenia indywidualnego, wspólny wszystkim ludziom wzorzec reagowania i postrzegania świata; odwieczna, niezmienna struktura ("praforma"), która organizuje zachowanie jednostki, wyznacza sposób jej myślenia i odczuwania w typowych, ważnych dla człowieka sytuacjach; niedostępny bezpośredniemu poznaniu, jawi się w świadomości człowieka za pośrednictwem symboli, treści i motywów stale powtarzających się - w zmiennej historycznie i kulturowo postaci - w mitach, wierzeniach, sztuce, obyczaju różnych epok i kręgów kulturowych, a także w snach, fantazjach i urojeniach jednostek; do najważniejszych archetypów Jung zaliczał: archetyp cienia, animy i animusa (pierwiastki żeński i męski w psychice człowieka), starego mędrca, wielkiej matki, jaźni. W fenomenologii religii i religioznawstwie o orientacji projungowskiej (G. van der Leeuw, K. Kerényi, M. Eliade) archetyp to najgłębsza struktura znaczeniowa przejawów sacrum, wzorzec ogólnoludzkich zachowań, ustalony najwcześniej mitycznych herosów kulturowych w systemach mitologicznych (zwł. mitach kosmogonicznych) i religijnych kompleksach symbolicznych (np. tabu, ofiara); wg tej teorii archetypy tkwią u podstaw każdej religii i pozwalają wyjaśnić jednorodność fundamentalnych doświadczeń religijnych, mimo ich historycznej zmienności i kulturowych zróżnicowań; życie społeczne każdej wspólnoty religijnej (praca, zabawa, święta) ma sens, jest normalne i prawdziwe tylko wtedy, gdy naśladuje czyny spełnione in illo tempore przez bóstwa.
[_3_] Tadeusz Zieliński, Religia starożytnej Grecji. Religia hellenizmu, Wrocław-Warszawa-Kraków, 1991, s. 66.
[_4_] Kerykeion - rzymski kaduceusz, laska herolda, pierwotnie różdżka czarodziejska, laska; jej górną część oplatają dwa węże z głowami zwróconymi ku sobie; jest to przede wszystkim atrybut Hermesa (Merkurego); interpretowano go różnie, niekiedy jako symbol płodności: dwa węże łączą się ze sobą na fallusie w erekcji; zapewne jednak trzeba go rozumieć przede wszystkim jako symbol równowagi. W alchemii jest to symbol przeciwstawnych sił. (W: ) Herder, Leksykon Symboli, przełożył Jerzy Prokopiuk, Warszawa 1992, s. 63.
[_5_] Posąg Hermesa
Ja, któremu przypadła w udziale wysoka,
szumiąca liśćmi góra Kyllenion,
teraz stanąłem tu -
patron pięknego gimnazjonu -
Ja, Hermes.
I nieraz chłopaczkowie wieńczą mi głowę amarantem
Albo hiacyntem, albo girlandą rozkwitłych fiołków.
Nikiasz (Antologia Palatyńska XVI 188)
[_6_] Murry Hope, Tradycja Grecka, Poznań 1994, s. 43.
[_7_] Zob. (w:) Rafael López -Pedraza, Hermes and His Children, Szwajcaria., Daimon Verlag2003, s. 13.
[_8_] W ojczyźnie Hermesa Arkadii "Stawiane mu tam monumenty kultowe budowano albo w formie "kylleńskiej" , czyli w postaci fallusa z drewna lub kamienia, albo w pokrewnej jej formie graniastej kolumny zwanej przez nas hermą, przedstawiającej wyprostowany fallus z głową. Forma ta wywodzi się jakoby z misteriów Kabirów, a zatem także z Grecji północnej". Zob. (w:) Karl Kerényi, Mitologia Greków, Warszawa 2002, s. 144.
[_9_] W późniejszych czasach były to tzw. hermy - kojarzone także z kultem płodności za sprawą fallusa, który był na nich wyobrażany. Ithyfalliczna herma jest wyobrażeniem Hermesa z silnym komponentem seksualnym, wyrażającym także seksualny, a więc wiążący się również z płodnością, aspekt tego boga. "Hermes, bóg falliczny, w dawnych czasach zwany po prostu "Fallusem", zob. (w:) Karl Kerényi, tamże, s. 122.
[_10_] Odyseja, XIX, 415-419.
[_11_] "Ten, który sam jest wilkiem" (w:) Leszek Paweł Słupecki, Wojownicy i wilkołaki, Warszawa 1994, s. 182.
[_12_] Kochanka dwóch bogów, zginęła od strzał bogini Artemidy, gdyż ośmieliła się porównywać swoją urodę do piękna dziewiczej Artemidy.
[_13_] Autolykus był z kolei mężem Amfitei i ojcem Antiklei - matki Odyseusza. Nie tylko nauczył wielkiego herosa Hellady Heraklesa sztuki zapaśniczej, ale potrafił także w czasie walki przybrać tak przerażającą minę, że pokonywał swoich przeciwników właściwie bez użycia siły, tj. psychologicznie.
[_14_] Ukradł Amyntorowi hełm skórzany, który darował Odyseuszowi, a ten nosił go podczas nocnego wypadu podjętego wraz z Diomedesem przeciw Troi. (...) Aby uniemożliwić wykrycie kradzieży, umiejętnie zacierał ślady i maskował zrabowane bydło farbując jego sierść. Według niektórych autorów posiadał również umiejętność przeistaczania się. On to uczył Heraklesa sztuki zapaśniczej. Gdy Syzyf przebywał u niego usiłując odnaleźć skradzione stada, Autolykos w tajemnicy doprowadził do stosunku między nim a własną córką Antikleją, którą właśnie wtedy wydawał za mąż za Laertesa. Autolykos brał udział w wyprawie Argonautów. Niektórzy czynią go dziadkiem Jazona, ponieważ córka jego Polymede poślubiła Ajsona. (W:) Pierre Grimal, Słownik Mitologii Greckiej Rzymskiej, Wrocław -Warszawa-Kraków, 1990, s. 51.
[_15_] Ukradł klacze z Eubei należące do Eurytosa i po zmienieniu przy użyciu magii ich wyglądu, sprzedał je niczego niewiedzącemu Heraklesowi. Herakles, który się z nim przyjaźnił sprzeciwiał się później posądzaniu Autolykosa o ten występek, przez co sam był podejrzewany o dopuszczenie się kradzieży.
[_16_] Tamże, s. 330-331. Autolykos był sąsiadem władcy Koryntu i syna Eola, Syzyfa, który trzymał dużą trzodę na Przesmyku Korynckim. Syzyfowi zaczęło ubywać bydła, ale nie był w stanie udowodnić, że dzieje się to za sprawą Autolykosa, gdyż ten zmieniał ich wygląd. Pewnego dnia wypalił każdej sztuce bydła na spodzie kopyta litery SS, czy też jak podają inne źródła słowa Ukradzione przez Autolykosa. W nocy Autolykos jak zwykle ukradł kilka sztuk bydła swego sąsiada. Następnego dnia z rana Syzyf zauważył na drodze odciśnięte ślady kopyt, co było dostatecznym dowodem, by wezwać innych sąsiadów jako świadków kradzieży. Udał się z nimi do obory Autolikosa, rozpoznał skradzione bydło i pozostawił im udowodnienie winy złoczyńcy. Jak twierdzą niektórzy mitografowie Autolykos chciał mieć równie przebiegłego wnuka jak Syzyf, dlatego dobrowolnie zgodził się oddać córkę na jedną noc - w przeddzień jej ślubu z Laertesem władcy Koryntu. Antikleja urodziła syna, Autolykos przybył do Itaki i pierwszego wieczoru po kolacji wziął wnuka na ręce. Córka zaproponował mu, by nadał imię wnukowi. Na co on odparł: W dotychczasowym moim życiu narobiłem sobie wielu wrogów wśród książąt, dam więc temu wnukowi imię Odyseusz, czyli Gniewny, ponieważ będzie ofiarą moich nieprzyjaźni. Jeśli jednak kiedykolwiek zjawi się w Parnasie z wyrzutami, oddam mu część jego majątku i ułagodzę jego gniew. Gdy Odyseusz dorósł, przybył do dziadka. Podczas polowania z wujami dzik zranił go w udo i do końca życia pozostała mu blizna po tej ranie. Autolykos opiekował się nim troskliwie i zgodnie z obietnicą obdarował hojnie Odysa.
[_17_] Stąd i u Weltera Dzieje Powszechne CZĘŚĆ I. Dzieje Starożytne, wyd. V, Kraków 1886, s. 63. "Dla wielkiej przebiegłości, umiejącej wszystko na swą wyzyskać korzyść, czczono go jako boga handlu, kupców, złodziei, tudzież jako boga wymowy".
[_18_] W Pieśni XX (35-36) Iliada, Warszawa 2005,352, w tł. Kazimiery Jeżewskiej. W zromanizowanym tłumaczeniu Franciszka Ksawerego Dmochowskiego ten sam fragment brzmi nieco inaczej: "I wynalazca kunsztów, przemyślny Merkury" (w:) Iliada, Ks. XX, 35, s. 422. Warszawa 1990.
[_19_] Tadeusz Zieliński, Hermes Trzykroć Wielki. Studium z cyklu: Współzawodnicy chrześcijaństwa, Zamość 1921, s.10.
[_20_] (W:) John Pinsent, Mity i Legendy Świata. Mitologia Grecka, Kraków, 1990, s. 31.
[_21_] Karl Kerényi, Hermes przewodnik dusz. Mitologem źródła życia mężczyzny, przeł. Jerzy Prokopiuk, Warszawa 1993, s. 5.
[_22_] Tamże, s. 6-7.
[_23_] Tamże, s. 40-41.
[_24_] Op. cit. Rafael López-Pedraza, Hermes..., s. 23.
[_25_] Op. cit., K. Kerenyi, Hermes..., s. 10.
[_26_] Według mitologicznego przekazu Hermes zwrócił Afrodycie bucik porwany przez orła, podczas kiedy zażywała kąpieli, którego specjalnie w tym celu wysłał Zeus. W ten oto sposób Hermes zaskarbił sobie jej wdzięczność i przychylność, choć wcześniej nie była nim szczególnie zainteresowana.
[_27_] Op. cit. Weltera..., s. 63.
[_28_] Był słynnym w świecie bogów i ludzi zabójcą "stuokiego Argosa", który na polecenie Hery strzegł kochanki Zeusa Io przemienionej w jałówkę. Stąd jego przydomek: Argeifontes - zabójca Argosa.
[_29_] Op. cit., Karl Kerényi, Hermes.... s. 77.
[_30_] Op. cit., s. 27.
[_31_] "Postępek Kronosa, sytuacja Afrodyty osadzonej w samym centrum męskiej dwuznaczności, potrzeba Hermesa pragnącego znajdywać i wynajdywać - wynajdywać także w sensie "okłamywać" - nie pochodzą z owej psychologii indywidualnej: znajdują się one na bardziej ogólnej, nieosobniczej płaszczyźnie" (W:) Karl Kerényi, Mitologia Greków, s. 18.
[_32_] Carl Gustaw Jung był zdaniem Rafaela Lópeza-Pedrazy, op. cit. s. 11: " pierwszym, który wskazał na ważność Hermesa w psychoterapii (...) Był także pierwszym, który wprowadził studia nad archetypami do współczesnej psychologii...". [_33_] Liryka Starożytnej Grecji, Wyd. III, Wrocław-Warszawa-Kraków-Gdańsk-Łódź, 1987, s. 131. Przełożył Jerzy Danielewicz. (Symonides z Keos, VI-V w p.n.e.)