Obserwatorzy

niedziela, 27 lipca 2008

FILOZOFIA JANA STACHNIUKA

Jan Stachniuk (1905-1963) jest w Polsce myślicielem mało znanym – celowo przemilczanym. Nie znajdziemy jego nazwiska w encyklopedii. A to za sprawą antykatolickiego światopoglądu, którego był gorącym orędownikiem przez całe swoje życie.
Jego zdaniem degrengolada narodu polskiego spowodowana jest przez katolicyzm ze swoim systemem wartości - sięga okresu, kiedy na ziemiech polskich zwyciężyła kontrreformacja. Ten stopniowy upadek narodu i państwa polskiego można dostrzec najlepiej, kiedy porówna się linie rozwojowe narodów opanowanych przez formację katolicką, z jej systemem wartości (przyjętych jako wartości narodowe) – oraz tych, które wyzwoliły się spod totalnych wpływów Kościoła katolickiego (narody protestanckie).
Przez ignorantów z prawej i lewej strony sceny politycznej Stachniuk określany był jako “komunista“ bądź “faszysta“. Nie był ani jednym, ani drugim. Był natomiast zdeklarowanym humanistą i panteistą.
Nie był komunistą, bo za sprawą komunistów właśnie stracił zdrowie – po jego uwięzieniui w 1949 roku. Zarzucano mu wówczas poglądy antysemickie i faszystowskie, gdyż przed wojną stworzył ruch polityczny o charakterze nacjonalistycznym pod nazwą Zadruga. Bardziej jednak niż Żydów Zadruga atakowała katolicyzm i chrześcijaństwo w ogóle, który nazywano “młodojudaizmem“. Stąd brał się zarzut ze strony obozu katolickiego w Polsce o “neopoganizm“ Stachniuka i stworzonego przezeń ruchu.
Co prawda ideowo Zadruga była nieco zbliżona do tradycyjnego nurtu polskiego najonalizmu z poczatku wieku XX (ruchy nacjonalistyczne pojawiły się w tym okresie we wszystkich narodach katolickich jako reakcja na przewagę narodów protestanckich w świecie), kiedy powstawały takie dzieła, jak “Egoizm narodowy wobec etyki“ Zygmunta Balickiego czy “Myśli nowoczesnego Polaka“ Romana Dmowskiego
[1]. Jednak późniejsza ewolucja obozu narodowego - w kierunku jego katolicyzacji w okresie międzywojennym - z naczelnym hasłem “Bóg i Ojczyzna“ - nie była do przyjęcia ani przez Stachniuka, ani przez inych członków stworzonego przezeń ugrupowania[2]. Stąd trzeba zgodzić się z opinią, że Zadruga była nie tylko alternatywnym ruchem o charakterze narodowym w stosunku do katolickiego obozu narodowego, ale i całkowitą antytezą tejże formacji narodowo-katolickiej[3]. Z tym, że jej oddziaływnaie i społeczna propaganda - w porówniu z tradycyjnym obozem narodowym - było niewielkie przede wszystkim ze względu na swój wojujący antykatolicyzm.


Teoria wewnętrznego rozwoju Polski
- historiozofia według Jana Stachniuka.

“DZIEJE BEZ DZIEJÓW. Teoria wewnętrzego rozwoju Polski“ – to fundamentalna praca Jana Stachniuka (wydana w Warszawie 1939 roku)
[4]. Zawiera ona nie tylko jego poglądy na “paradoksalnie bezdziejowe“ dzieje Polski, ale i “próbę wykrycia sił sprawczych, leżących u podstaw przeżywanej epoki. Stąd podtytuł książki: “Teoria rozwoju wewnętrznego Polski“[5]. Jak sam autor przyznaje, “Dzieje bez dziejów“ zrodziły się z postawy buntu wobec dziejów, którym brak znamion wielkości. (...) Praca (...) ta jest szeroko zakrojoną próbą uchwycenia w zwarty system myślowy rozlicznych powikłań, składających się na całość naszego życia zbiorowego w latach 1600-1950 (...)“[6].
Stachniuk narzekając na “bezproduktywne banały naszej oficjalnej nauki historii“, “komunały na użytek chwili preparowane“, starał się sięgnąć do “źródeł, skąd wyrastają siły istotnie czynne w rozwoju Polski“
[7]. Jednocześnie podkreśla, że są one “duchowej natury“ i “pod ich działaniem rodzą się nieubłagane a ponure procesy, których nieodwracalność, tak długo jak długo czynne są te siły, jest niemożliwa“[8]. To implikuje – zdaniem autora - “konsekwentną postawę najgłębiej sięgającego rewizjonizmu“ oraz “postawę buntu wobec treści duchowych, które powszechnie zwykło się uważać za najwyższe na skali wszelkich wartości“[9].
W przedmowie do swej pracy Stachniuk wyraża nie tylko zdecydowaną wolę walki z “prawdami trwającymi od wieków w sklerotycznym zastoju“, ale ma też świadomość oporu z jakim spotka się jego idea - radykalnego i bezkompromisowego rewizjonizmu tradycyjnych wartości. Nie robił sobie także złudzeń co do tego, by jego przemyślenia rzucone na kartach “Dziejów bez dziejów“, wywołały jakieś natychmiastowe wstrząsy. Pisze, iż “co najmniej śmiesznym byłoby oceniać tę pracę według kryteriów, jakie narzuca bieżąca chwila. Tu raczej należy baczyć, by zachłyśnięcie się bieżącą chwilą nie stało się narzędziem tych sił, które kierowane swym pasożytniczym zmysłem, chwytają każdą okazję dla utwierdzenia się i zwiększenia swego żeru. Te to bowiem siły najczęściej szczują hasłem: “Polska nie ma czasu“
[10]. Stachniukowi chodzi oczywiście o obrońców tradycyjnych wartości; przyjętych jako wartości rodzime, polskie, ale tak naprawdę o obcej proweniencji (chrześcijaństwo w wersji rzymskokatolickiej).
Autor przyznaje, że jego dzieło może spowodować krańcowo odmienne postawy psychiczne – także pesymistyczne. Nie zgadza się jednak całkowicie z tym potencjalnym, aczkolwiek – jego zdaniem - fałszywym zarzutem o skrajny pesymizm; jak przyznaje, jego intencje były wręcz odwrotne
[11].

Przedmiotem “teorii rozwoju wewnętrznego Polski“ jest oczywiście historia polskiego narodu. W rozdziale pierwszym zatytułowanym “Historia narodu jako przedmiot teorii“, autor podkreśla, że “r z e c z y w i s t o ś ć p o l s k a, w i d z i a n a o c z a m i ż y j ą c e g o p o k o l e n i a j e s t t a k a, j a k ą j ą s t w o r z y ł n a r ó d w y s i ł k i e m p o k o l e ń u b i e g ł y c h i t e g o, k t ó r e a k t u a l n i e p o z i e m i n a s z e j s t ą p a“
[12]. Stachniuk dystansuje się od tych wszystkich poglądów, które podkreślają decydującą rolę warunków biologicznych, geograficznych, geopolitycznych, klimatu itd.; winą za klęski narodu obarczają czynniki zewnętrzne, niekorzystne okoliczności etc. Pisze: “wpływy zewnętrzne, wyciskające swoje piętno na polskiej rzeczywistości, nie zmieniają istoty rzeczy, gdyż rozpatrywać je należy jako warunki dane, wśród których przebiegała aktywność życiowa licznych pokoleń, składających się z milionów jednostek. Narody ościenne, ich zasięgi i oddziaływania historyczne należą do tej samej kategorii zjawisk, jak klimat, gatunek gleby, roślinność, ukształtowanie powierzchni, system rzek. Naród, pojmowany jako ciąg pokoleń, działać musiał wśród tych okoliczności, dzięki czemu aktualna rzeczywistość cywilizacyjna jest wynikiem tego działania, produktem zachowania się życiowego setek milionów istnień zarówno już zmarłych, jak i żyjących. Wszystko, co się składa na “teraz“ jest sumą zobiektywiozowanych aktywności życiowych niezliczonych milionów jednostek. Jutro zaś będzie takim, jakim je stworzą członkowie narodu polskiego żyjący “dziś“ [13]. Tym samym autor “Dziejów bez dziejów“ odcina się od teorii rozmaitych determinizmów, m.in. geograficznego i środowiskowego, podkreślając rolę światopoglądu, religii jako czynnika konstytuującego postawę życiową poszczególnych jednostek i narodu jako całości[14]; podkreśla przy tym mocno rolę “charakteru narodowego w stwarzaniu dziejów“[15].
Stachniuk zdecydowanie odcina się od rasizmu – jest to ważne, ponieważ “Dziejom bez dziejów“ stawiano zarzut, m.in. kopiowania rasizmu niemieckiego, a Stachniukowi wzorowaie się na nazistowskim mistyku Rosenbergu. Tak na przykład w czasie wojny ukazała się nakładem Frontu Odrodzenia Polski broszura Zofii Kossak pt. Po dyktandem Berlina
[16]. Autorka komentuje w niej fakt drugiego wydania przez władze okupacyjne pracy Stachniuka. Co oczywiście świadczy jej zdaniem tylko o jednym, że Stachniuk jest “dywersantem niemieckim na usługach Berlina“[17], kopiującym wzorzec hitlerowski. Tymczasem w “Dziejach bez dziejów“ nie ma nawet zdania, które potwierdzałoby słuszność tych zarzutów (o naśladownictwo nazizmu).
Stachniuk zauważa natomiast, iż często na idee rasistowskie – na to, że rasa mogła zdecydować o polskim charakterze narodowym, powołują się ludzie stojący na stanowisku wybitnie wrogim wszelkiemu rasizmowi. “Szczególnie częstym jest – pisze on – twierdzenie przedstwicieli katolickich, którzy w obronie przed zarzutem, iż katolicyzm stworzył polski charakter narodowy, a tym samym i upadek narodu, głoszą, iż to nie katolicyzm zegradował naród, lecz właśnie naród polski zdegradował katolicyzm“
[18]. Stąd wniosek, że istnieje coś takiego jak “rasa polska“ jako źródło “istniejącej rzeczywistości polskiej“. “Mielibyśmy więc – naigrywa się Stachniuk – odrębny rasowy typ polski, typ rasy polskiej, która stworzyła upadek narodu w ostatnich trzech stuleciach, czemu nie mógł przeciwstawic się zwycięski, coraz potężniejszy katolicyzm. Nawet pomimo ogromnego rozrostu tegoż katolicyzmu zgubne skutki, sprawiane przez “rasę polską“, nie mogły być zneutralizowane“[19].
Zdaniem autora “Dziejów bez dziejów“ “bajdurzenie o polskiej rasie nie wytrzymuje krytyki“, gdyż “n i e m a p o d s t a w d o t w i e r d z e n i a, i ż c h a r a k t e r n a r o d o w y p o l s k i w y r ó s ł z r a s y, i ż j e s t o d b i c i e m d u s z y r a s o w e j“
[20].
Stachniuk przytacza opinię Dmowskiego, który w swych “Myślach nowoczesnego Polaka“ zwrócił uwagę na to, że Prusacy to “potomkowie wspólnych nam przodków lub bliskich ich krewniaków“, a także “w ogromnej liczbie czystej krwi Polaków“. I ten sam “materiał“ - tylko poddany innym wpływom – “innej szkole państwowej, dał tak silny, żywotny, tak czynny politycznie naród, że zdołał on zorganizować całe Niemcy“
[21].
Autor “Dziejów bez dziejów“ na zakończenie swych rozważań o “rasie polskiej“ zauważa - nie bez pewnej dozy ironii – że “rzekoma “rasa polska“ (...) dziwnie przylgnęła do prawd katolicyzmu. To samo widzimy w Hiszpanii, Portugalii, i w historii Włoch. Wynikałoby stąd, iż mniej wartościowe rasy – polska, hiszpańska, włoska – ciążą do katolicyzmu. Wobec tego oddalanie się od katolicyzmu, całkowite z e r w a n i e z n i m ś w i a d c z y ł o b y o t y m, i ż n i e n a l e ż y s i ę j u ż d o r a s y “n i ż s z e j“. Bunt przeciw katolicyzmowi musi być za tym dziełem tych elementów “rasowych“, które są pozbawione obciążeń niższości“
[22].
W dalszej części swoich wywodów Stachniuk odpiera zarzut jakoby na charakter polski miało decydujacy wpływ: środowisko geofizyczne
[23]; typ zajęć i form życia gospodarczego[24]; czy instytucje społeczno-polityczne[25]. Jednocześnie zwraca uwagę na to, że tak “bardzo rzadko (...) możemy usłyszeć zdanie, iż chrakter narodowy polski jest ukształtowany przez pewne czynniki duchowe. O tym, iż polski charakter narodowy, taki jaki on jesdt, jest równoznaczny z typem kulturalnym opartym o pewną zwartą konstrukcję światopoglądową, mówi się bardzo ostrożnie“[26]. Konkludując autor “Dziejów bez dziejów“ stwierdza, że “p o l s k a d u s z a z b i o r o w a, p o l s k i c h a r a k t e r n a r o d o w y, t a k i j a k i o n j e s t o d c z a s u p e ł n e g o z w y c i ę s t w a k a t o l i c y z m u w P o l s c e w XVI w., j e s t d z i e ł e m k a t o l i c y z m u“[27].
O tym, że katolicyzm stanowi istotę polskości potwierdza także wcześniej cytowany Dmowski
[28], z tym, że z tego faktu wyciągał on całkowicie przeciwne wnioski aniżeli Stachniuk.





Część II


Stachniuk przeciwstawia postawę wegetatywną (wspólna całemu życiu organicznemu) – postawie heroicznej (właściwej tylko człowiekowi). “Postawa wegetatywna – pisze – jest wspólna całemu życiu organicznemu; przecina ona duchowość człowieka w ten sposób, iż życie uczuciowe i aparat umysłowy jest jakoby czymś niepotrzebnym. (...) Ponieważ człowiek posiada jeszcze życie psychiczne, tj. procesy uczuciowe i intelektualne, więc też w rytmie wegetacji muszą one być dostosowane, uciszone i włączone do ogólnej harmonii. To dostosowanie da nam lirykę wegetacji, lirykę trawienia w takim lub innym systemie kontemplacji. Wgłębienie się w wegetację dać musi zjawisko ucieczki od świata zewnętrznego, materialnego, wrogość doń, niechęć do kontaktu z nim, a więc niechęć do pracy, woli mocy, potęgi, wysiłku itp.
Postawa heroiczna jest przeciwstawieniem tego wszystkigo. Rozsadza ona rytm wegetacji. Aparat psychiczny, zamiast zamierać w liryce trawienia, w dziwach kontemplacji, staje się potężnym narzędziem opanowania żywiołów materialnych, oraz żywiołów, składających się na istotę człowieka. Postawa heroiczna ma strzałkę kierunkową wręcz przeciwną niż rytm wegetacji. Człowiek tą postawą opanowany, zamiast podporządkowywać się wegetacji, dąży do jej opanowania, do realizacji mitu wszechpotęgi
[29].
Analizując sytuację Polski Stachniuk nie kryje, że “wspóczesne życie polskie jest rażącym zaprzeczeniem tego wszystkiego, co w duszy czującego narodowo Polaka wiąże się z odczuciem Wielkości. (...) Pomijając przeraźliwą nędzę materialną, niesłychanie niski poziom cywilizacyjny całości życia narodowego, n a j b a r d z i e j u d e r z a j ą c ą, n a j d o t k l i w i e j d a j ą c ą s i ę o d c z u ć j e s t n ę d z a d u c h o w a, m o r a l n a, n i e s a m o w i t e u b ó s t w o ż y c i a u c z u c i o w e g o“
[30]. Stąd też “r o d z i s i ę n a k a z ś w i a d o m e g o w p ł y n i ę c i a n a t ę r z e c z y w i s t o ś ć, przekształcenia jej według posiadanego wzorca, będącego wykładnikiem naszej postawy wobec życia“[31].
Stachniuk analizuje cywilizacje wyrosłe z “postawy wegetacji“, wskazując na cechy wspólne – wydawałoby się najbardziej odległych od siebie systemów społeczno - kulturalnych i religijnych: “Buddyzmu, Braminizmu, starego Judaizmu, młodego Judaizmu (chrześcijaństwa), Konfucjonizmu, Mahometanizmu itp.“
[32]. Ujmują one życie jako coś, “co jest bez reszty zamknięte w ramach sztywnych praw“ – pisze - a różnice występujące pomiędzy nimi “są barwną zasłoną utkaną z jaskrawych szczegółów drugorzędnych. (...) Różnice w sposobie łagodzenia strachu przed nicością, przed nieubłaganą “śmiercią“, rozmaite sposoby zwalaczania i duszenia buntujących się mocy są czymś, co najbardziej się rzuca w oczy, aczkolwiek są to już rzeczy nieistotne, wtórne“[33].
W odróżnieniu od systemów wegetatywnych postawa heroiczna “pcha człowieka ku twórczości, ku władztwu nad żywiołami“; w systemie tym nie do pomyślenia jest izolowanie się jedniostki od społeczeństwa. Twórczość człowieka powinna przebiegać według nakreślonego wcześniej planu, “linii rozwoju dziejowego“. “Jednostka jest na posterunku, na którym ktoś przed tym był czynny i dzieło doprowadził do pewnego punktu, od którego ona ma działać w sposób określony danymi warunkami. Jest to problem mitu, problem planu akcji dziejowej, rozwijającej się, przechodzącej swoje fazy, a więc zmiennej, gdzie o “odwiecznych zasadach“ mówić jest rzeczą śmieszną. Jest to ciągłość i zmienność, napięta myśl i wola, wytężenie i przystosowywanie się do logicznie nadążąjących zmian. Człowiek jest specjalną komórką, spełniającą doniosłe funkcje w milionowym organiźmie społecznym, ewoluującym ku swym celom, etapami których jest narastająca moc i potęga
[34]
Zdaniem Stachniuka “wielkość w dziejach jest niesłychanie rzadkim zjawiskiem. (...) Epoki owiane duchem wielkości są niesłychanie nikłym wycinkiem“
[35]. Przy czym cały nasz dorobek zawdzięczmy światu antycznemu wraz z epoką porenesansową, tj. ok. 1000 – 1500 lat, a więc 40 – 50 pokoleń, gdy tymczasem “ród ludzki istnieje na globie ziemskim według obliczeń antropologów około 1000 000 lat, a więc około 30 000 pokoleń (...)“[36]. Podstawą tych wszystkich przemian cywilizacyjnych, dokonujących rewolucyjnego przełomu w dotychczasowej wegetacji, jest heroiczne ustosunkowanie się do bytu – heroizm, który u nas przyzwyczajono się kojarzyć – twierdzi Stachniuk – “z konikiem, szabelką, orderem, biodrzystą dziewczyną, nie zaś z napiętą wolą całego zycia, prozaicznym zajęciom oddanego, jednak porządkującego świat na swoim drobnym odcinku według wewnętrznej wielkiej wizji, szarego, bezimiennego człowieka. (...) Każda wielka epoka to przede wszystkim zagadnienie m i t u. Mit jako plan akcji dziejowej, narzucający jednstce sposób zachowania się w jej codziennym zyciu w najbardziej szarych zabiegach, a jednocześnie wiążący je w oczywisty i wyraźny węzeł z najwyższymi ideałami, nadający każdej chwili trwania głęboki sens, otaczający je aureolą najwyższego piękna, jest tym mechanizmem społecznym, który stwarza ujście dla postawy heroicznej, daje możliwośc jej obiektywizacji. (...)
Postawa heroiczna jest to wola twórczości; ta zaś nie może się ograniczyć do wymiarów “duszy“, lecz musi uruchomić elementy świata zewnętrznego, rzucić pomost do żywiołów człowieka otaczających i wraz z jego natura psychofizyczną traktować wszystko razem jako tworzywo“
[37]. Stachniuk odcina się jednak od materialistycznego pojmowania świata i jego zjawisk, przekonuje, że każda twórczość ujawnia tylko swoje zewnętrzne przejawy - ich ład, ukryta natomiast pozostaje siła duchowa, która tkwiła u jej źródeł. Krytykuje więc Karola Marksa za to, że, uchwycając prawidłowość w ruchu “e l e m e n t ó w m a t e r i a l n y c h wiru gospodarstw kapitalistycznego“, popełnił “zasadniczy błąd, mszczący się na tych, którzy, próbowali w oparciu o tę koncepcję przebudowywać świat“[38]. Marks nie dostrzegał bowiem “tych sił duchowych, które na podobieństwo motoru cały ten zawrotny ruch sprawiały“[39]. W innym miejscu autor “Dziejów bez dziejów“ chwali “kapitanów przemysłu“, twórców kapitalizmu i imperiów nowoczesnych jako reprezentantanów heroicznej postawy wobec bytu[40]; nie ma nic przeciwko sprowadzeniu klasy proletariackiej do “rzędu towarów, a więc czynnika czysto materialnego“[41], co przecież oburzało twórców komunizmu.
Jak przekonuje Stachniuk warunkiem powodzenia obiektywizacji postawy heroicznej wobec bytu, która zawsze jest elementem stałym (to tylko świat pod jej wpływem ulega przemianom) jest skonstruowanie mechanizmu złączenia żywiołów psychicznych tkwiących w człowieku z elementami świata zewnętrznego. Przy czym “wszystkie elementy składowe są czymś oryginalnym. Tyczy to stanu cywilizacyjnego, kulturalnego (techniki, gospodarstwa, świata pojęć i wyobrażeń), jak i podłoża geofizycznego. Pomiędzy wolą twórczości ożywiającą jednostkę, a tymi elementami musi być rzucony system pasów transmisyjnych, jako warunek narzucenia człowiekowi wytężonego rytmu. Rzem stanowi to mit“
[42]. Mit jest “planem akcji zbiorowej, wytycza tor aktywności dla całej grupy, a także dla każdej jednostki“[43]; organizuje życie całej zbiorowości, wskazując na głęboki sens nawet najbardziej prozaicznych czynności, które przybliżają poszczególne jednostki, jak i całą zbiorowość - do “płomiennie upragnionej wizji“. Zadaniem systemu wychowawczego jest reprodukowanie właściwego typu przeciętnej społecznej, który odpowiada ideałowi heroicznej postawy wobec bytu[44]. Postawa taka miałaby więc ożywiać całą zbiorowość – bez żadnych wyjątków.
Jak twierdzi Stachniuk “ta sama postawa woli twórczości może dać różne style twórczości, różne typy cywilizacji. Pochodzi to stąd, iż środowisko w które włącza się wola twórczości, jest z zasady produktem jemu tylko właściwego rozwoju historycznego. Cała historia danej grupy narodowej, będąca czymś nieskończenie oryginalnym, jest w pewnym momencie zasadnioczym czynnikiem dokonywującego się złączenia elementów w syntezę. Stąd też wielość mitów narodowych naszej epoki“
[45]. Zdaniem autora “Dziejów bez dziejów“ przykłady takiej postawy charakteryzującej się wolą twórczości odnajdujemy w cywilizacji grecko-rzymskiej, która jednak uległa “bakcylowi judejskiemu“ – upadła, rozsypała się “na elementy składowe, na wegetujące w pustelni takich, lub innych otok, izolowane persony“[46]. Następnie po upadku Imperium Zachodniorzymskiego “chrześcijaństwo, ogarniając Germanów, jest w stosunku do nich jako barbarzyńskich zdobywców słabe i nieporadne. Na wiele rzeczy, acz niechętnie, musi się zgodzić. Wiele cech tych ludów, ich obyczajów, tradycji chrześcijaństwo musi respektować, zgodzić się na ich zachowanie, mimo iż z ideałami ewangelii nie są zgodne“[47]. Jak widać temu okresowi (średniowiczu) w dziejach Europy i świata Stachniuk odmawia znamion wielkości. Wszystko, co było wartościowe i zdrowe - jego zdaniem – nie miało nic wspólnego z chrześcijaństwem; to raczej chrześcijaństwo musiało pogodzić się z wielu rzeczami przeciwnymi duchowi ewangelii. Trudno nie przyznać racji autorowi “Dziejów bez dziejów“. Duch bowiem, który ożywiał nawet wyprawy krzyżowe, kojarzące się nam z tą epoką, nie pochodził z ewanagelii. Trudno bowiem byłoby powoływać się krzyżowcom na słowa Chrystusa, który mawiał, iż “kto mieczem wojuje, ten od miecza ginie“, lub zalecającego nadstawianie drugiego policzka – nieprzeciwstawianie się złu.
W tym samym średniowieczu pojawia się także problem Słowiańszczyzny. “Kompromisy są tu zbyteczne – pisze Stachniuk – gdyż w oparciu o siłę oręża całej zachodniej – od paru wieków już chrześcijańskiej – Europy można spróbować pełnej chrystianizacji. Tam gdzie Słowiaństwo ulega chrześcijaństwu, nic nie pozostaje z jego dorobku cywilizacyjnego, z jego samorodnej, oryginalnej kultury. Sławia jest przeznaczona na kolonię chrześcijaństwa w najczystrzej postaci. To co nie ginie od miecza wyznawców krzyża, nie spłonie na stosie, jest już czysto chrześcijańskie“
[48]. Stąd samodzielny rozwój cywilizacyjny Słowiańszczyzny uległ zmąceniu. “Z postaw wegetacji wydedukowany system duchowy – chrześcijaństwo, niszczy cywilizację antyczną, nie pozwala jej przyjść do siebie, a na jej gruzach zakłada swoje niepodzielne władanie. W ramy tego systemu zostają wciągnięci Słowianie. Młodszość cywilizacyjna mści się na nich okrutnie. Ludy romańskie i germańskie, ogarnięte przez chrześcijaństwo o parę wieków wcześniej, w rękach kościoła służą jako narzędzia do zniszczenia rdzenia duchowego kultury Słowian. (...) Tradycja ulega całkowitemu zerwaniu. Dzieje plemion lechickich rozpoczynają się od dnia chrztu, od r. 966. Ni mniej ni więcej. Wszystko co istnieje przedtem jest obce. Nie zachowują się nawet nazwy dawnych bogów, obrządków, wierzeń. (...) W starciu zbrojnym z zachodnią, chrześcijańską Europą, przegraliśmy. Zostaliśmy zepchnięci na linię rozwoju, u podstaw którego leżą zasady wegetacji. Zasady te dokonały w rasowej duszy lechickiej spustoszeń dogłębnych. Skutki ich zaważyły w dziejach przełomowego wieku XVI“[49]. Stachniuk jest przekonany, że zniszczenie “tysiącletniego rozwoju kulturalnego Słowiańszyzny“ okaleczyło duchowo słowiańskich przodków Polaków. Katolicyzm jednak nie mógł od razu narzucić swego “stylu duchowego, tym bardziej, iż w parę wuieków po tym sam zaczał ulegac rozkładowi. Rozkład średniowiecza i powolne choć głębokie gnicie katolicyzmu, upadek papiestwa, pozwala Polsce na odbudowę swych sił. Dzielność Lechitów, ich żywotność, acz pozbawiona jakiegoś zwartego trzonu duchowego, żłobi sobie ujście na zewnątrz. Polska dźwiga się cywilizacyjnie, politycznie i gospodarczo[50]“. Jednak po tym okresie bujnego rozwoju następuje załamanie, a “życie polskie osiąga swój ideał w epoce saskiej“[51]. Ponowne “dążenie do utraconej harmonii saskiej“ następuje po odzyskaniu niepodległości w 1918 r. Stachniuk przewidywał, że gdyby nie “nacisk z zewnątrz i przykre skojarzenia z czasów niewoli, wywołujące ruchy przeciwdziałające, to już około 1950 r. stan epoki saskiej w głównych rysach byłby urzeczywistniony“[52].
Stachniuk wskazuje rok 1600 jako datę przełomową w historii Polski, aczkolwiek umowną. W tym to okresie Koścółół katolicki “dynamizuje się“ i “zdobywa z powrotem wiele straconych pozycji (...) agituje, ogarnia system wychowawczy, preparuje pogląd na naszą historię, narzuca nam swoje “misje“ jako zadanie narodowe itp.“
[53]. Katolicyzm włączył się w “konstelację życia zbiorowego narodu“ – pozornie nie zmieniając “konstelacji zastanej“. Dokonał się wówczas – twierdzi autor “teorii wewnętrznego rozwoju Polski“ - “n a j g ł ę b s z y przewrót w życiu narodu“, który jednak “uszedł łatwo uwadze badaczy historii“[54].
Cały omawiany okres w historii Polski (od XVI w. do 1950 r.) – jak przekonuje Stachniuk - nie tylko “s t a n o w i w n a s z y c h d z i e j a c h z a m k n i ę t ą, o d r ę b n ą c a ł o ś ć“
[55], ale, i co ważniejsze, jest to “i d e a l n y n i e o m a l p r z e b i e g e k s p e r y m e n t u d z i e j o w e g o, w y p r ó b o w a n i e t o t a l n e j k o n c e p c j i k a t o l i c k i e j i j e j m o ż l i w o ś c i n a ż y w y m o r g a n i ź m i e n a r o d o w y m“[56].


Myśli Stachniuka

1. Wola zrodzona z napięcia uczuciowego tylko wtedy zaważyć może na przebiegu historii, gdy wesprze się silnie o intelekt.

2. Złoża duchowe dają energię, skuteczność działania zapewnia poznanie.

3. Poznanie określa ściśle cel i warunki jego realizacji.

4. Historia, tak jak czas, nie zna przerw.

5. Każdy rzut w przyszłość posiada głębokie uwarunkowania w czasach minionych, jak i obecnie przeżywanych.

6. Poznanie, wykrywając związki przyczynowe przebiegających zjawisk życia zbiorowego, daje możność świadomego oddziaływania na tok dziejów po myśli naszych pragnień i wyznawanych ideałów.

7. Narody zawsze od dogłębnych przewartościowań duchowych rozpoczynały swoje wielkie epoki; gdy ich nie stało, następowały nieubłaganie okresy bezdziejów.

8. Optymistą wydaje się być ten, kto wyrastając ponad komunały niedomówień, zwały tchórzliwych przemilczań, czy uznane powszechnie fikcje, szuka prawdy, choćby najbardziej bolesnej, by w oparciu o nią realizować wolę upragnionych zmian.

9. Na sztandarze naszej walki nie ma miejsca na słowo: katolicyzm. Nonsensem jest przypuszczać, byśmy swoje życia oddawali tego rodzaju celom. Tylko patentowani obrońcy uznanych “wiecznych prawd“ mogą uważać katpolicyzm za coś czemu wartosię poświecić, już to walcząc z nim, już to go broniąc. Zbyt cenimy swoją wartość, by w naszym stosunku do katolicyzmu przekroczyc właściwe proporcje. Katolicyzm nadęty jest swoimi własnymi kryteriami wartościowania. Nasze kryteria są inne, stąd nie urzeka nas jego “moc“. Przedmiot naszych zainteresowań i ukochań leży w innym wymiarze. Gdy jednak w konkretnych warunkach katolicyzm stoi zawadą na drodze do realizacji naszych pragnień i ideałów, poświęcamy mu tyle czasu i trudu, ile wymaga tego skuteczność dziaklania. Nic ponad to.

10. Trzeba rozwiązać myślowo problem całej Słowiańszczyzny, z którą czujemy się organicznie związani.

11. Serca nasze biją tęsknotą za Wielkością, za stylem życia polskiego, w którym znojny trud, męstwo i wytężenie człowieka każdą chwilę trwania otoczą blaskiem niewysłowionego piękna... Jakże daleko jesteśmy od tej chwili dziś, gdy otacza nas małość, strojna w ponyfikalne szaty! Małość, wszystko co nam drogie swoim całunem pokrywająca, małość co w mroczną otchłań bezdziejów wtrąciła już setki milionów istnień... Rozpoczać musimy nowy wątek życia, życia prawdziwie polskiego.

12. R z e c z y w i s t o ś ć p o l s k a, w i d z i a n a o c z a m i ż y j ą c e g o p o k o l e n i a j e s t t a k a, j a k ą j ą s t w o r z y ł n a r ó d w y s i ł k i e m p o k o l e ń u b i e g ł y c h i t e g o, k t ó r e a k t u a l n i e p o z i e m i n a s z e j s t ą p a.

13. Określamy naszą postawę wobec rzeczywistości polskiej, wobec płynącego strumienia zycia polskiego: polega ona na woli uzyskania takiego wpływu na tok zycia, by życie to spotęgować, narzucić mu potężny rytm, nadać znamina Wielkości. Wola realizacji Wielkości w życiu polskim jest tą zasadniczą postawą duchową, która narzuca nam nakaz wzięcia jak najczynniejszego udziału w zachodzących procesach.

14. Niewiedza jest skuteczniejszą zaporą przed działaniem niż grube mury.

15. O ile niewiedza jest murem nie do przebycia dla jakiegokolwiek działania, to szczególnie zatwardziałą postacią niewiedzy jest błędna, fałszywa wiedza.

16. Poznanie jest zasadniczym warunkiem działania nie tylko w konkretnych sytuacjach codziennego życia.

17. W każdym niemal ubiegłym pokoleniu istniały w łonie narodu grupy czujące tak samo jak my, którzy pragniemy gruntownej odmiany kierunku rozwojowego, po którym Polska z nieubłaganym fatalizmem się toczy.

18. Naród więc stwarza swoją rzeczywistość. Charakter narodowy jest tu czynnikiem rozstrzygającym.

19. Bajdurzenie o polskiej rasie nie wytrzymuje krytyki.

20. Człowiek przychodząc na świat jest tylko możliwością.


[1] Zadrużanie usiłowali nawiązywać do “do pewnych elementów ideologii wczesnoendeckiej, a w szczególności do niektórych fragmentów spuścizny Balickiego czy Myśli nowoczesnego Polaka Dmowskiego. Afirmacja dynamizmu społecznego oraz krytyka polskiego charakteru narodowego zawarta w tych tekstach znajdowała uznanie w Zadrudze” (w:) B. Grott, Zygmunt Balicki ideolog Narodowej Demokracji, Kraków 1995, s. 72-73.
[2] “W Narodowej Wspólnocie Tworzącej etyka jest dziełem narodu polskiego - pisze jeden z zadrużan, Antoni Wacyk - i tylko jego dobro ma na celu. Świadomość tej prawdy miał Roman Dmowski (...). Następnie pisze: “wydając w roku 1927 broszurę “Kościół, Naród i Państwo”, Dmowski sprzeniewierzył się w niej temu, co pisał w roku 1905”. A. Wacyk, Mit polski - ZADRUGA, Wrocław 1990, s. 123-124. Tenże (w:) “O polski charakter narodowy – ZADRUGA”, s. 12: “Roman Dmowski, gdy przyniósł do Kraju nacjonalizm w postaci takiej, w jakiej go poznał na Zachodzie, zwrócił przeciwko sobie zwarte szeregi Ciemnogrodu; stał się cacy w oczach kołtuństwa endeckiego dopiero wówczas, gdy swój nacjonalizm ochrzcił”.
[3] B. Grott, , Kraków 1991, s. 267-289
[4] Omawiając tę pracę opieramy się o wierną jej kopię, wydaną przez wrocławskie wydawnictwo Toporzeł w 1990 r. Była to pierwsza publikacja książkowa zespołu ludzi, skupionych wokół miesięcznika “Zadruga”, zob. tamże, s. 5.
[5] Tamże, s. 3.
[6] Tamże.
[7] Tamże.
[8] Tamże, s. 3-4.
[9] Tamże, s. 4.
[10] Tamże.
[11] “Pewnie, że wnioski snute na kanwie “teorii wewnętrznego rozwoju Polski” daleko odbiegają od głęboko zakorzenionej w umysłowości polskiej skłonności do samoadoracji, i do wynoszenia własnych cech słabości na ołtarze “świętości narodowych”.
“Dzieje bez dziejów” to nie jakaś tam taka, lub owaka ocena polskiej rzeczywistości. (...) to przede wszystkim teoria, poznanie tego co jest. Ponad zakłamanie łzawego “optymizmu” wyrasta wola opanowania myślowego całości procesów życia Narodu. Od tego ogniwa zacząć musi każde zamierzenie rzutowane w przyszłość(...) Każda strona “Dziejów bez dziejów” jest wyrazem najśmielszego optymizmu, jest radosnym objawieniem, iż rdzeń Narodu, główne elementy Jego organizmu, są zdrowe, pełne uśpionych sił, zaś tajemnicza choroba, od wieków podcinająca Jego żywotność, okazała się tylko schorzeniem systemu nerwowego – duszy zbiorowej, schorzeniem, którego istotę, gdy się uświadomi łatwo będzie usunąć”. ”. Dz. cyt., s. 4 -5.
[12] Tamże, s. 9.
[13] Tamże.
[14] Tamże, s. 39 – 44.
[15] Tamże, s. 36-44.
[16] Z. Kossak-Szczucka, Pod dyktandem Berlina, Wydawnictwo Frontu Odrodzenia Polski. Warszawa 1943.
[17] Tamże, s. 12.
[18] “Dzieje bez dziejów...”, s. 40.
[19] Tamże, s. 40 –41.
[20] Tamże, s. 41.
[21] Tamże. Cytat za: R. Dmowski, “Myśli nowoczesnego Polaka”, Warszawa 1933, wyd. IV, s. 54.
[22] Tamże, s. 41-42.
[23] Tamże, s. 42, znajduje się następująca uwaga: “W tych samych warunkach geofizycznych żyją i inne narody, a pomimo to ich charakter, przebieg ich historii jest całkowicie inny”.
[24] Tamże - czytamy: “U s t r ó j p a ń s z c z y ź n i a n y, h e g e m o n i a w a r s t w y s z l a c h e c k i e j, żyjącej kosztem stanu chłopskiego, w niczym istotnym nie odbiegała od tego, co się działo w Polsce, Prusach, Rosji. W dziedzinie życia gospodarczego nie ma sił, o których by można było powiedzieć, iż one to zadecydowały o ukształtowaniu naszego charakteru narodowego’.
[25] “Coś tu się nie klei – pisze Stachniuk. Ciągłość ustroju społeczno-politycznego została zerwana w końcu XVIII w., a mimo to cechy duchowe rzekomo przez ten ustrój tworzone, odnajdują się ni stąd ni zowąd w Polsce Niepodległej. (...) Szlachetczyzna była kozłem ofiarnym”. Tamże.
[26] Tamże.
[27] Tamże, s. 44.
[28] R. Dmowski, Kościół, Naród i Państwo, Chicago 1985, s. 21.
[29] Tamże, s. 14.
[30] Tamże, s. 10.
[31] Tamże.
[32] Tamże, s. 16.
[33] Tamże, s. 16-17.
[34] Tamże, s. 17.
[35] Tamże, s. 18.
[36] Tamże.
[37] Tamże.
[38] Tamże, s. 20.
[39] Tamże.
[40] Tamże, ss. 18, 21.
[41] Tamże, s. 19-20.
[42] Tamże, s. 20-21.
[43] Tamże, s. 21.
[44] Tamże.
[45] Tamże, s. 21.
[46] Tamże.
[47] Tamże, s. 24.
[48] Tamże, s. 24.
[49] Tamże, s. 23-24.
[50] Tamże, s. 25.
[51] Tamże.
[52] Tamże.
[53] Tamże, s. 26.
[54] Tamże, s. 30.
[55] Tamże, s. 33
[56] Tamże, s. 34.

Brak komentarzy: